Sadiel starał się biec równym tempem, oddychając przy tym rytmicznie.
Wbrew pozorom nie było to proste. Serce chciało wyrwać się z piersi, a nogi
jakby same chciały czym prędzej wydostać się z tego miejsca. Dodatkowo te
myśli… Duriom chciał go pocieszyć. Właśnie… Tylko pocieszyć. Przecież wiadome
było, że nie zdążą dobiec do drugiej bramy. Nie, gdy na karku mają co najmniej
kilkunastu strażników. Gdy tylko wyściubią nosy spomiędzy budynków, znów
przywita ich ściana ustawiona z rosłych, wściekłych i gotowych na wszystko
zbrojnych. Najgorsi są właśnie tacy. Sadiel nigdy nie miał z nimi do czynienia,
ale to nie przeszkadzało w ustaleniu prawdy, że zły rycerz to niebezpieczny
rycerz. I w końcu ich złapią. Jego oddadzą Sprzymierzeńcom, Durioma zabiją, a
Minkusa obedrą ze skóry, z której później zrobią sobie ciepłe rękawice.
Kilka razy przebiegał koło drewnianych drzwi. Zapewne prowadziły
one do mieszkań lub pracowni mieszczan. Może by tak zakraść się do jednego z
nich i przeczekać tam tą całą burzę? Nie… Lepiej nie zatrzymywać się. Strzała
kiedyś mu mówił, że nieuchwytny cel to ruchomy cel.
I nagle poczuł ucisk w żołądku. Jak on tęsknił za Strzałą…
Tymi sprzeczkami z nim i jego kpin z nieudolności młodego przyjaciela. I tego,
jak opiekował się chłopcem, starając się odsunąć od niego widmo cierpienia i
śmierci. To był naprawdę oddany druh. Sadiel miał nadzieje, że chłopi opiekują
się nim troskliwie. Inaczej nie chciałby
być na ich miejscu, gdy tylko dorwie ich w swoje ręce. O ile oczywiście
przeżyje…
Nagle coś przeleciało tuż przy uchu młodzieńca, wytwarzając
przy tym cichy świst. Chłopiec stanął natychmiast, wytężając swój słuch.
- Co to było? – zapytał się siebie samego.
„Coś nie ładnie pachnie… Tak jak wtedy… Przed bramą do
miasta…” – Minkus mocniej wtulił się w Sadiela. Pomimo to jego pyszczek został
odsłonięty przez opadającą połę płaszcza.
- Co to może być? – Tym razem pytanie zostało skierowane
bezpośrednio do małego liska. – Znowu ten garbarz?
„Nie… Nie on… Ale coś tak samo złe.”
Blondyn obrócił się dookoła siebie. Jedyną istotą którą
zobaczył, był dobiegający do niego Duriom. Gdy znów zwrócił się twarzą w
stronę, w którą miał zamiar dalej kroczyć, po raz drugi usłyszał ten sam świst.
Tym razem nieco cichszy, co jednak nie zmieniało postaci rzeczy, że poczuł jak
po jego plecach przechodzi zimny dreszcz.
- Słyszałeś to Duriomie?
- Oh… Coś ci się wydawało. Biegnij dalej. Założę się, że
strażnicy już depczą nam po piętach.
- Ale ja na pewno słysz… - nie dokończył, gdyż coś
przeleciało przed jego oczami. Natychmiast powiódł wzrokiem za tajemniczym
przedmiotem.
Najwidoczniej i znachor to zauważył. Jego wzrok zatrzymał
się na pustej, dębowej beczce, a raczej tym, co z niej sterczało.
- Biegiem Sadiel! – pchnął błękitnookiego do tyłu i tylko
dzięki temu w młode ciało nie wbiła się strzała.
- Co to było? – Pytanie to nie było potrzebne. Sadiel
przyglądał się strzale, a jego twarz momentalnie pobladła.
- Rusz się, na wszelkie bóstwa!
Kolejna strzała drasnęła Durioma w ramię. Mężczyzna
natychmiast położył swą dłoń na płytkiej, ale za to bardzo piekącej ranie.
Zasyczał, unosząc jednak swą głowę do góry, jakby chcąc odnaleźć napastnika.
Sadiel nie miał ochoty wypatrywać swego przyszłego zabójcy,
przyszłego, jeśli nadal sterczeć będzie w tym miejscu.
„To on… To on rozsyła ten zapach…” – warknął Minkus.
- Domyśliłem się… - wydyszał młodzieniec, chwytając swego
przyjaciela za ramię, próbując przy tym nie upuścić zwierzaka. – Duriom…
Wszystko w porządku.
- Do cholery jasnej… Ruszysz się w końcu, czy i ciebie też musi
dosięgnąć jakieś nieszczęście?! – Znachor odtrącił pomocną dłoń.
Ten wybuch otrzeźwił blondyna. Jeszcze przez chwile się
zawahał, lecz ostatecznie ruszył biegiem w dalszą drogę. I wszystko byłoby
dobrze, gdyby nie to, że przecież nie miał dokąd uciekać. Strażnicy za plecami,
u góry morderca z łukiem… Na dodatek brak jakiegokolwiek ukrycia, nie mówiąc
już o bramie prowadzącej za mury miasta. A jednak coś nakazywało mu nie
poddawać się. Przeszedł już tyle… Śmierć Mistrza, napad we wiosce, w której początkowo
tak serdecznie go przyjęli, zakażenie trucizną, nieomal utopienie się w rzece,
pogoń przez chłopów i teraz ta ucieczka. Jeśli teraz mieli go ot tak po prostu
złapać, to… Nie… On się nie podda. Nie
teraz. Obiecał przecież… Obiecał, a każdy syrianin dotrzymuje raz danego
przyrzeczenia. Tak mówił mu Mistrz, a on przecież nigdy nie kłamał.
Spojrzał za siebie. Duriom starał się ustać na prostych
nogach. Przez chwile się zawahał.
- Biegnij Sadiel!
Tyle wystarczyło. Chłopiec skręcił w lewo, unikając
zderzenia z murem wysokiego budynku. Stracił znachora ze swych oczu. Coś
nakazywało mu się cofnąć. Nie mógł przecież zostawić swego druha. Zostawił już
Strzałę, nie mógł opuścić Durioma. Lecz przyjaciel sam kazał mu uciekać. Jest
starszy, mądrzejszy, silniejszy… Na pewno da sobie radę. Da sobie radę i gdy
wszystko przycichnie, odnajdzie go.
A mimo to znów poczuł łzy płynące po jego policzkach. Po raz
kolejny płakał. Było mu wstyd, choć miał przecież dopiero trzynaście lat.
Potrzebował kogoś dorosłego, kto otoczy go opieką i ciepłem. Takim kimś był
Mistrz… Takim kimś był Duriom.
„Jest Duriom! Nie był, tylko jest!” - krzyczał sam do
siebie, chcąc dodać sobie odwagi.
W pewnym momencie stracił całkowitą orientację w terenie.
Stanął jak skamieniały, rozglądając się dookoła z paniką wymalowaną na twarzy.
Czy nadal ucieka w pożądanym kierunku? A może biegnie wprost w łapska
strażników. Gdyby umiał klnąć, teraz
właśnie posłał by w świat kilka siarczystych słów.
- Miknus… Wiesz, gdzie się znajdujemy?
„W mieście…” – parsknął lisek, jakby usłyszane przez niego
pytanie było co najmniej głupie.
- Minkus… Przecież wiesz dobrze, że nie o to pytam. –
Chłopiec starał się zapanować nad swymi emocjami. – Chodziło mi o to, czy wiesz
w jakim kierunku biegniemy.
„Nie wiem… Cały czas czuję ten zły zapach… Przez niego nie
mogę się skupić.”
- Czy to znaczy, że strzelec nadal jest na naszym tropie?
„Nie musi… Wystarczy, że nie dawno tu był. Zapach
pozostaje…”
- No nic… Musimy iść dalej. Jeśli staniemy tutaj, to z
pewnością odnajdzie nas ktoś niepowołany.
„Możesz mnie wypuścić?” – niepewnie szczeknęło zwierzątko.
- Co takiego?
„Puścić mnie. Pójdę się… rozejrzeć. Może coś wywęszę.”
- Ani mi się śnij. Straciłem Strzałę, być może straciłem
Durioma… Nie chcę abyś i ty mnie zostawił.
„Ja cię nie zostawię… Ja tu wrócę…”
- Nie wiadomo czy tak się stanie, poza tym… Nie ma czasu na
rozglądanie się. Musimy iść do przodu… - zawyrokował Sadiel, nadal
przytrzymując Minkusa przy sobie.
Skręcili w następne przejście między budynkami. Znów
drewniane drzwi i znów ta ochota wejścia przez nie do środka budowli i
przeczekania tam burzy.
- Zdaje mi się, że błądzimy w kółko.
„To ja się rozejrzę.”
- Chyba powiedziałem ci, że mowy nie ma.
„Ale ja już dorosły jestem… Poradzę sobie.”
- Którego słowa nie zrozumiałeś? – Młodzieniec ostatkiem sił
powstrzymywał się przed wybuchem złości.
„To ty nie rozumiesz… Ja sam mogę podejmować decyzję!”
- Ależ oczywiście, że… Ah… Koniec tego! Nie ma mowy, żebyś
gdziekolwiek poszedł sam. Dopóki masz chorą ła… - nie dokończył, gdyż w tym
samym momencie małe, ostre kiełki liska wbiły się w jego dłoń. – Ty
niewdzięczniku! – krzyknął, lecz Minkus zniknął już za rogiem, kulejąc na tylną
łapę. – I świetnie! Dam sobie radę sam! Nie potrzebuję żadnej pomocy!
Przez chwilę zastanawiał się, czy aby nie sprowadzi tymi
wrzaskami nieszczęścia na siebie. Ostatecznie nie miało to dla niego większego
znaczenia. A może gdyby tak odnaleźli go strażnic… Złapaliby go i uwięzili
razem z Duriomem. Wtedy może udałoby im się wyrwać z tego miasta. Duriom
przecież miał głowę na karku. Na pewno coś by wymyślił. W końcu to znachor, a
znachorem nie zostaje pierwszy lepszy człowiek. Pomimo to, odgłos zbliżających
się kroków doprowadził do szybszego bicia jego serca. Wcale nie takiej reakcji
oczekuje się na nadciągające wybawienie. Z przerażeniem spojrzał w kierunku, z
którego kilka chwil wcześniej przyszedł. A więc to na pewno strażnicy.
Usłyszeli jego krzyki. I bardzo się z
tego powodu cieszył… a przynajmniej chciał się sam do tego przekonać.
Oparł się o jedną ze ścian, po czym powoli się po niej
osunął. Nagle poczuł zimno ogarniające całe jego ciało.
Kroki stały się coraz bardziej wyraźne. Mógł już stanowczo
stwierdzić, że na jego ślad natrafiło co najmniej dwóch ludzi. O dziwo, jakoś
się nie spieszyli, a wręcz przeciwnie. Pewnie stąpali ostrożnie, by w chwili
gdy go odnajdą, móc wycofać się, unikając oberwania kamieniem w głowę.
„Szybko się uczą…” – uśmiechnął się nieomal przez łzy. Przez
chwilę chciał jeszcze unieść siłą swej woli niewielki kamień, który leżał
nieopodal niego. Zaciskał powieki, przygryzał wargi, a nawet machał dłońmi nad
przedmiotem, ale nic to nie dawało. I tak nie miał zamiaru walczyć. Choć gdyby
tak ich nastraszyć… Tak odrobinkę… Żeby jeszcze raz zobaczyć panikę w ich
oczach.
Strażnicy pokonywali ostatnie zakręty.
A co jeśli nie będzie przy nich znachora? Co wtedy? Sam nie
da rady uciec z niewoli. Będzie musiał służyć ludziom aż po kres swego życia.
Przynajmniej będzie przebywał razem z innymi syrianinami. I wtedy razem
uciekną… Choć gdyby tak mogli w jakiś sposób wydostać się stamtąd, to
Sprzymierzeńcy nie mieliby kim władać. A
skoro oni nie dali rady wyswobodzić się spod jarzma oprawców, to w jaki sposób
ma to się udać jemu samemu? Dlatego nie powinien się poddawać. Powinien się
bronić. Jeśli mu się uda, będzie mógł kiedyś wyzwolić swych braci, jeśli nie,
to przynajmniej polegnie w boju, tak jak wielcy bohaterowie o których czasami
słyszał z ust klientów karczm.
Wstał na równe nogi, chwytając wcześniej upatrzony kamień.
Jeden na dwóch strażników i to o ile tuż za nimi nie kroczą następni? To tak
jakby porywał się z motyką na słońce. A jednak od razu poczuł się o wiele
pewniej. Tanio swej skóry nie odda.
„Losie… Przybywaj” – pomyślał z ironią.
1 komentarz:
Zamurowało mnie.
Ta ciągła ucieczka, ukrywanie się, potem zranienie Durioma, a na końcu ucieczka Mikrusa.
W innym wypadku rozpisałbym się co do każdego z tych wydarzeń, ale nie w teraz. Nie to, że mi się nie chce, albo rozdział nie taki, po prostu... Nie chcę wychodzić przez szereg. Sama najlepiej to rozwiniesz, a mnie pozostaje tylko cierpliwie czekać.
Ps. Mam chyba kontakt telepatyczny ze Strzałą :).
Pozdrawiam :). Prześladowca
Prześlij komentarz