poniedziałek, 10 października 2011

Początek końca, cz. XVI


Gdy odgłosy kroków stały się wystarczająco wyraźne, uchylił lekko powieki. Zwrócił głowę w kierunku nadbiegających. Zauważył, że większość z nich to dzieci, które wcześniej stały przy bramie prowadzącej do wsi. Dorosłych było zaledwie dwóch. Jedną z nich była około czterdziestoletnia, drobna kobieta, której ciemne włosy przyprószyła już siwizna, a twarz naznaczyły pierwsze zmarszczki. Pomimo to Sadiel poczuł do niej sympatię. Może spowodowane to było jej zmartwionym, matczynym spojrzeniem, skupiającym się na blondynce. Jej dłonie zasłaniały usta, jakby pragnąc zatrzymać w ten sposób chcący wydostać się na zewnątrz krzyk. Drugą osobą był mężczyzna. Ten był starszy od kobiety. Być może różnica w ich wiekach sięgała dziesięciu lat. Ciemna, opalona słońcem twarz nie wygląda już tak przyjemnie jak jego towarzyszki. Na głowie znajdowało się już niewiele włosów. Wystające kości policzkowe i długi orli nos, zbliżały jego wygląd do wyglądu biednego pustelnika, który na swych barkach nosić musiał wszelkie problemy świata. A wszyscy oni odziani byli w szare, długie tuniki, jakby uszyte ze starych worków, oraz skórzane bezrękawniki, dodające ich ciałom wymarzonego ciepła.
Ich koncentracja całkowicie spoczęła na małej, nieprzytomnej dziewczynce. Sadiel stęknął delikatnie, bynajmniej nie po to, by zwrócić na siebie uwagę. Poczuł po prostu ból, który nagle zajął całą jego głowę.
„Na twoim miejscu nie dawałbym o sobie znać…” – Strzała powoli i delikatnie wychodził z gęstwiny leśnej, w której kilka chwil wcześniej postanowił się ukryć. Na nic zdałoby się jego chowanie, gdy młody chłopiec wylegiwał się na samym widoku. Ostatecznie skierował swe kroki w stronę przyjaciela. Próbował przy tym nie rzucać się w oczy, ale jak może nie rzucać się w oczy dorosły, kary wierzchowiec? Kilka osób zwróciło w jego stronę swe głowy. Na razie nikt nie zamierzał jednak opuszczać dziewczynki.
Mężczyzna klęczał nad nią, to ugniatając jej pierś, to przechylając na bok i klepiąc w jej plecy otwartą dłonią. Czynił to wszystko przy akompaniamencie cichych kwileń i pochlipywań zebranych wokół niego dzieci. Twarz blondyneczki nadal była przerażająco blada, choć policzki zaróżowiły się delikatnie od ciągłych poklepywań, mających pomóc jej powrócić do świata żywych.
Sadiel chciał coś powiedzieć, wyrazić swą obawę, że to wszystko na nic, jednak nie miał do kogo skierować tych słów. Do ludzi? I tak prędzej czy później wezmą się i za niego. A gdy zrozumieją, kogo mają przed sobą, wtedy… marny jego los. Doszedł do wniosku, że może należy do nich podchodzić bardzo ostrożnie. Powoli uświadamiać ich, że oto napotkali na drodze swego życia syrianina, który prosi jedynie o pomoc. Być może wtedy przyjmą go w swych progach znacznie przyjaźniej.  Jeśli zwróci się do Strzały uznają go za osobę niespełna rozumu, a kto z takimi istotami lubi rozmawiać? W takim wypadku brama do nowych, ważnych informacji zatrzasnęłaby się przed jego nosem z głośnym hukiem.
Kątem oka zauważył kobietę, która odszedłszy od ekipy ratunkowej, kroki swe kierując ku  niemu. Natychmiast zamknął oczy, prostując swą głowę. Po chwili poczuł na swym ramieniu kościstą dłoń.
- Wszystko w porządku? Nic cię nie boli? – usłyszał cienki, lekko zachrypnięty, zatroskany głos.
Chciał otworzyć swoje oczy, lecz ostatecznie opanował się i wpierw przysłonił je dłonią, jakby chroniąc je od słońca, choć tego ostatniego było jak na lekarstwo.
- Tak… Wszystko w porządku – odpowiedział, starając się by jego głos nie zadrżał od bólu rozsadzającego mu czaszkę.
-  Drżysz… - zauważyła kobieta. Jej twarz pobladła jeszcze bardziej.
- Jest mi odrobinę zimno, ale… A co z dziewczynką? – Sadiel starał się czym prędzej zmienić temat. – Uratujecie ją?
- Nie wiem… Gdyby był tu znachor, z pewnością już by była wśród nas. – Spojrzała w stronę mężczyzny, który nadal klęczał nad blondyneczką. Po chwili znów popatrzyła na chłopca. – Dziękuję ci, że ją uratowałeś.
- Właściwie to jej nie uratowałem. – Przygryzł delikatnie dolną wargę. Postanowił się unieść. Nie czuł się dobrze rozmawiając z kobietą, leżąc przy tym na trawie. Choć ból z każdym ruchem nasilał się, a zęby same zaczęły szczękać z zimna, nie powrócił do poprzedniej pozycji. Siedział na ziemi, nadal zasłaniając oczy. Przez chwilę pożałował, że puścił płaszcz. Może i nie był on w całości, jednak z pewnością dawałby mu jakąkolwiek ochronę. – Robiłem co w mojej mocy, ale… woda miotała mną po całym korycie rzeki. W dodatku była taka lodowata.
- Wiem dobrze jak zdradziecki potrafi być nurt o tej porze. Ty też pewnie zauważyłeś, że nie należy on do najspokojniejszych. A jednak rzuciłeś się na pomoc. – Kobieta uśmiechnęła się nieomal przez łzy. – Gdyby nie ty, Sonya spoczywałaby teraz na dnie rzeki.
- Gdyby nie ja… - nie dokończył. Gdyby nie on, dziewczynka z pewnością nie znalazłaby się w takiej sytuacji. Teraz latałaby roześmiana po wiosce, ciesząc się swoim życiem. – Gdyby nie ja, z pewnością kto inny przyszedłby jej z pomocą.
- Niestety nikogo innego prócz nas niema w obrębie wioski.
- Jak to? Tylko ty, pani, wraz ze swym mężem tu żyjesz? – zdziwił się chłopiec. Nie możliwe, by ta para starszych ludzi opiekowała się całą zgrają dzieci, w dodatku utrzymując domostwa w jakim takim porządku.
- Nie. Jest nas więcej, lecz mężczyźni wyruszyli na polowanie, a kobiety zaczynają przygotowywać pola pod zasiew. Tylko my zostaliśmy we wsi, jako, że ze zdrowiem u nas krucho. Zostawiono nam dzieci pod opiekę. Przynajmniej w taki sposób możemy przysłużyć się wiosce. Jednak… - ucięła nagle. Po jej policzkach popłynęły łzy. Zacisnęła powieki. Jej barki podrygiwały lekko. – Jej rodzice… Jeśli Sonya się nie obudzi… Oni… Biedni ludzie… Ich córka… - mówiła urywanymi zdaniami, które przekazywały nie wiele informacji. - To wszystko moja wina… -  Ciemnowłosa zasłoniła usta dłońmi, tłumiąc tym samym słowa, które wypowiadała. – Gdybym wtedy była na placu… Gdybym była blisko niej…
Chłopiec czuł, że musi coś powiedzieć. Zdawało mu się jednak, że każde pocieszenie płynące z jego ust będzie brzmiało w tym momencie banalnie. Równie dobrze mógłby wstać, poklepać kobietę czule po plecach i rzucić lekkie: „Nie… To nie twoja wina.” Zebrał się jednak w sobie. Doszedł do wniosku, że jeśli nie powie choćby tak płytkiej regułki, poinformuje ją tym samym, że zgadza się z jej słowami.
- Nikt nie mógł się przecież tego spodziewać. Nie zbadane są ścieżki naszego życia – zmarszczył brwi. Gdy wypowiedział tą regułkę, którą wielokrotnie powtarzał mu Mistrz, zauważył, że w jego ustach nie brzmi ona ani przekonywująco, ani tak górnolotnie. – Gdybym nie odmachał im wtedy… Z pewnością nie wybiegłaby ona poza teren wioski. – Opuścił swoją głowę. Naprawdę czuł, że to on sprowokował cały ten wypadek. Nie mógł jednak wiedzieć, że blondyneczka natychmiast wyruszy w stronę mostu, by powitać nieznajomego wędrowca. Zazwyczaj jedyną rzeczą, która witała we wioskach jego, i Mistrza, gdy jeszcze wspólnie maszerowali przez świat, były nieufne spojrzenia tamtejszych mieszkańców. 

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Co oznacza imię Sadiel?
Skąd taki pomysł i z czym ci się ono kojarzy?
Tak serio pytam bo napotkałem kilka demonów,szatanów o podobnej nazwie i mnie tak zaciekawiło czy nie przekształciłaś od właśnie któregoś z nich:D Nie zdziwił bym się:) a może to przypadek.
Oczywiście pisząc napotkałem chodziło mi o napotkanie w internecie:D
Zacytuje:woda miotała mną po całym korycie rzeki
jak widze wyraz "miotać lub miotał i miotała" to mi się wszystko z Księdzem Natankiem,Harrym poterem i szatanem kojarzy.Przy okazji się w głos śmieje:D
No w porównaniu do poprzedniej notki tu bardziej ona chwyca czytelnika ponieważ jest z umiarem.
NIe za dużo,nie za mało,można by rzec idelanie..
Tak sobie pisze i widze jak co trzecie słowo mi się na czerwono podkreśla ślaczkiem:D
Czas w drogę do empiku:DD

Ja czyli S...
Ale tajemniczo...Se
...Ser...
Nie ser...
..serdu...
i można sobie dodać,,,-szko

chasdija pisze...

Kiedy pytają mnie, skąd wziąłem imię Sadiel... Odpowiadam... Nie wiem...
Nie no... Zostawmy polityków w spokoju xD Choć teraz jak głupia każdą odpowiedź zaczynam właśnie od tekstu: "Kiedy pytają mnie..." :D Taka głupawka xD
A na serio, to... miałam wielki sen! A w tym śnie... Nie, nie, nie... Miało być normalnie :)
Nie wiem... Jakoś tak... Wpadło mi do głowy jak kilkadziesiąt innych imion :) A potem poszło... z kopytka :)
No tak... Trudno było rozszyfrować od kogo ten komentarz ;) Gdybyś się nie podpisał, to bym nie zgadła ;D
Pozdrawiam :)