środa, 5 października 2011

Początek końca, cz. XV


Poczuł, jak ogarnia go wzmożona chęć zaprzestania walki. Najlepiej jeśli od razu się podda i zostanie otulony przez rzeczne odmęty. Być może po tej drugiej stronie czeka go ulga. Może przestanie odczuwać w końcu ten straszny ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Miał już wypuścić dziecko z objęcia, gdy usłyszał przepełniony determinacją głos Strzały.
„Sadiel! Tutaj!”.
To było dla niego jak otrzeźwiające uderzenie w policzek. Otworzył oczy i z niemałym trudem rozejrzał się dookoła. Z mieszaniną uczuć zauważył wierzchowca stojącego na zbliżającym się mostku. Koń trzymał w zębach zwisający nad rzeką zielony płaszcz. Strzała musiał schylić głowę ponad drewnianą konstrukcję. W ten sposób odległość między rzeczną taflą a okryciem pozwoliła chłopcu złapać materiał, nie wypuszczając przy tym dziecka.
Sadiel wątpił, by ten pomysł przyniósł jakiekolwiek skutki, prócz jeszcze większego wbicia go w rozpacz. Wolał jednak zaryzykować, nawet jeśli nie dla siebie, to dla Strzały, który najwidoczniej ufał, że wszystko jakoś się ułoży.
Krople wody wciąż napływał do jego oczu, zamazując mu widok. A może to nie woda była, lecz jego pot. Z cichym postękiwaniem próbował zbliżyć się do środka rzeki. Zacisnął powieki, by mgła zeszła z jego oczu. Spojrzał za siebie. Most, ze stojącym na nim wierzchowcem, zbliżał się nieubłaganie. A do osiągnięcia celu pozostało jeszcze kilka metrów. Postanowił robić większe zamachy, by nie spóźnić się na ratunek. Choć z początku pomysł ten wydawał się przynosić oczekiwane skutki, jednak taki wysiłek doprowadził jego krew do szybszego krążenia po organizmie, a tym samym szybszego wychładzania się go. Zostało zaledwie kilka wymachów ręką, gdy kolejny skurcz pociągnął go pod taflę wody. W głowie chłopca znów pojawiła się rozpacz. Nie… Nie udało się… Był tego więcej niż pewien. Z pewnością w tym momencie przepływał pod kładką. Strzała spoglądał znad wody na ciało tego, którego zdążył nazwać już swoim przyjacielem. Po co więc dalej tak kurczowo trzymać się swego życia?
„Może po to, by uratować dziewczynkę?”
Głos, który pojawił się w jego myślach nie należał wcale do Strzały. Nie należał on do nikogo, kogo znał, lecz… Nie przeszkadzało to Sadielowi w przyznaniu mu racji. Nie chodziło tu o jego własne życie. Co za różnica czy zabije go jakiś człowiek, czy też utonie w rzece. Ale ta dziewczynka… Ona miała przed sobą jeszcze całe życie. Mogła stać się kimś wyjątkowym… kimś, kto miałby jakiś wpływ na losy całego świata. Uśmiechnął się do siebie. Dość wybujałe fantazje na temat przyszłości małej blondynki. Jednak nie rzadko fantazje stają się rzeczywistością. Czemu więc akurat ta rzeczywistość miałaby nigdy nie nastąpić z powodu jakiegoś nieznanego nikomu syrianina?
Spróbował dopłynąć do powierzchni wody. Ku jego zaskoczeniu poczuł jakby nagły przypływ sił. Bez problemu pokonał więc ten dystans. Gdy jego głowa znalazła się ponad taflą rzeki, spojrzał do góry. Nie zauważył mostku. Szybko zwrócił się za siebie… I tam nie zauważył kładki, na której stał Strzała.
„Więc już wszystko skończone?” – pomyślał, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
W tej samej chwili usłyszał nieomal rozkazujący głos swego przyjaciela:
„Sadiel! Łap, do cholery, ten płaszcz!”
Ponowny, szybki ruch głowy do góry uświadomił chłopca, że znajduje się akurat pod drewnianymi deskami, składającymi się na dość szeroki most. Nieomal bezwiednie uniósł swą dłoń, by chwycić za płaszcz. Gdy tylko poczuł, że materiał muska go po skórze, natychmiast zacisnął swe palce. Nie wiedział, czy siła ucisku jest wystarczająca, gdyż z powodu zimna jakie wciąż ogarniało jego ciało, nie mógł wyczuć napięcia swych mięśni. Lewą ręką wciąż przytrzymywał przy sobie małą blondynkę. Przez chwilę znów zastanowił się nad tym, czy aby jest jeszcze choć mała szansa na jej uratowanie. Ostatecznie odrzucił od siebie rozmyślanie na ten temat… do momentu, gdy oboje nie znajdą się na ziemi.
Strzała, czując naciągnięcie płaszcza, natychmiast zaczął powoli cofać się do tyłu. Stąpał delikatnie tylnymi kopytami próbując wyczuć koniec kładki.
Sadiel nieomal zapisaną z przerażenia, gdy w powietrzu dało słyszeć się odgłos rozpruwanego materiału. Przełkną ślinę, próbując jak najmniej się poruszać. Woda jednak wciąż uderzała w niego, huśtając nim w tył i przód.
„Trzymaj się mocno!” – Strzała starał się, by jego głos brzmiał jak najbardziej pewnie.
Chłopiec wiedział jednak, że i wierzchowiec zdaje sobie sprawę z trudnego położenia, w jakim znalazł się trzynastolatek. Bał się spojrzeć w oczy przyjaciela. Gdyby zobaczył w nich gasnącą nadzieję, byłby to dla niego koniec. Mocniej przycisnął do siebie blondyneczkę.
- Damy radę… Jeszcze chwila i będzie po wszystkim… Musisz wytrzymać. – Choć słowa te kierował ku dziewczynce, sam starał się odnaleźć w nich pocieszenie.
Powoli ich ciała zostawały wyciągane z wody. Przemoczone ubrania dodawały im kilka kilogramów. Płaszcz natychmiast wyczuł tą różnicę. Rozdzierający dźwięk zdawał się coraz głośniejszy. Szwy powoli  rozlatywały się, i choć odległość między Sadielem a mostem nie przekraczała metra, zdawała się być ona przeszkodą nie do pokonania. Czas dłużył się niemiłosiernie.
Po kolejnym trzasku, chłopiec postanowił jednak sprawdzić jak trzyma się Strzała i ich prowizoryczna lina. Nie był to najlepszy pomysł. Kawałki materiału, z których uszyte było jego okrycie, trzymały się razem ostatnimi nitkami. Strach, panika i bezsilność sprawiły, że młode ciało napięło się do kresu wytrzymałości, wprawiając się tym samym w lekkie kołysanie nad rzeką. Tego ciemnozielony płaszcz nie mógł wytrzymać. To było jedno, długie, ostateczne rozdzierające ostrzeżenie.
Zacisnął powieki. Przez chwile poczuł, jakby znalazł się w nieważkości. Następnie mocne szarpnięcie wydobyło z jego ust głuche stęknięcie. Nie wiedział czy wypuścić z objęcia małe ciałko, czy nadal próbować je ocalić.
„Puść ten płaszcz i zajmij się trzymaniem dziewczynki” – warknął Strzała.
- Puścić? – zaskomlał Sadiel. Dopiero po chwili zauważył, że jego płaszcz nie daje mu już żadnej asekuracji. Zwisał teraz w jego dłoni, mocząc się do połowy w rzecznej wodzie. Wypuścił więc go i powoli spojrzał za siebie. Kątem oka zobaczył łeb wierzchowca oraz kawałek jego szczęki,
„Nie ruszaj się, bo nie zdołam cię utrzymać!”
Chłopiec dopiero po chwili zrozumiał, że jego przyjaciel trzyma go swymi zębami za tył koszuli. W ostatniej chwili Strzała przytrzymał kopytem okrycie, sięgając pyskiem za ubranie trzynastolatka.  Teraz powoli zaczął cofać się, stawiając ostrożnie kolejne kroki.
Gdy kant mostu otarł się boleśnie o plecy Sadiela, ten nie syknął nawet. Było to dla niego uczucie porównywalne do ulgi, jaką odczuwa ktoś, komu ofiarowana zostaje druga życiowa szansa. Uśmiechnął się w duchu. Znalazłszy się całkowicie na moście, ku swojemu zdziwieniu, natychmiast zerwał się na równe nogi chwytając przy tym ciało małej dziewczynki w obie ręce.
„Sadiel! Co ty robisz?!” – wystraszył się Strzała.
- Dziecko… - chłopiec spojrzał na przyjaciela dziwnie mętnym, nieomal szalonym, wzrokiem. – Muszę zanieść je na bezpieczny grunt.
„Wielkie nieba! Przecież powinieneś leżeć! Mogłeś sobie coś uszkodzić… Nie powinieneś się ruszać!”
- Nie mogę… Trzeba ją ratować. – Uczynił pierwszy krok na suchej ziemi. Rozejrzał się dookoła. Wciąż znajdował się przy skraju lasu. Podszedł do najbliższego drzewa, kładąc małą blondynkę na zielonej trawie i klękając tuż przy niej. – I co teraz? – zwrócił się do Strzały, przyglądając się ciałku.
„Nie wiem… nie jestem żadnym znachorem.”
- Ale… Coś trzeba… Nie można tak… - Poczuł, że towarzyszącą mu do tej pory ulgę zastępuje powoli, tak dobrze mu znana, bezradność. Położył dłoń na ramieniu blondyneczki. – Obudź się… Obudź… Otwórz oczka… - Wiedział, że ten zabieg nie przyniesie oczekiwanych skutków, a jednak bał się zostawić ją bez żadnej, choćby bezskutecznej, pomocy. Potrząsnął ją lekko. – Błagam cię… Otwórz oczka. – Ze smutkiem zauważył, że jego głos zaczyna się łamać. Odchrząknął wstając na równe nogi. – Nie po to ją ratowałem, by teraz tak po prostu umarła… - mruknął do siebie.
„Sadiel… Możesz ją zostawić.”
Spojrzał pytająco na konia. Ten machnął pyskiem w stronę, z której oboje przybyli.
Zza ściany stworzonej z drzew, wybiegała gromadka ludzi. Gdy tylko zauważyli zwierzę oraz młodzieńca, przyspieszyli jeszcze bardziej.
Sadiel chciał dostrzec więcej szczegółów nadbiegającej grupy, gdy zrozumiał, że to nadciąga wybłagana pomoc. Ulga ogarnęła całą jego duszę, ograniczając napływ adrenaliny do mózgu. Po chwili ból i zmęczenie uderzyły w niego mocną falą. Obtarte plecy zaczęły piec, wszystkie mięśnie zaczęły go palić, a płuca domagały się kolejnej dostawy świeżego powietrza. Powoli usiadł na ziemi. Widząc, że taka poza nie przynosi mu pożądanej ulgi, położył się na trawie. Starał się nie zwracać uwagi na wciąż bolące plecy. Zamknął oczy, skupiając się na głębokim, powolnym oddychaniu.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Poprzednią notkę urwałaś w takim momencie, że właściwie nie można było przewidzieć, co się stanie. Trzynastolatek, z drobną dziewczynką w ramionach na środku rwącej rzeki... No muszę powiedzieć, postraszyłaś szybszym "The endem". Ale jednak wszystko skończyło się dobrze... No, może tak nie do końca wszystko, bo w dalszym ciągu nie wiemy jaki jest stan dziewczynki. No i, czy wysiłek Sadiela nie poszedł na marne.
Swoją drogą zastanawiam się, jak zareaguje cała ta grupa ludzi, widząc syrrianina i konia nad tą małą. Rozum nakazywałby pomóc i podziękować prowizorycznym ratownikom, jednak wiadomo, że ludzie nie zawsze słuchają się rozumu...
Tak czy inaczej, czekam na następną część. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Racja,zostałem totalnie wybity z rytmu,pogubiłem się i to bardzo:)
Ale po przeczytaniu kilku zdań już wiedziałem co jest grane.
No i przejdźmy do tego czego było za dużo i oczywiście złego:):
W dwóch słowach:za dużo...
Byłem pod wrażeniem tego ,że da się pisać tyle o pływaniu,topieniu itd
Poprostu w pewnym momencie było już tego za dużo.Przynajmniej o połowe skrócić.Ale nie zmienia faktu to,że było to dobrze napisane.Może po za kilkoma zdaniami które się jakoś ze sobą mijały.
Znów ukazany taki jakby motyw,iż czasami ludzka pomoc jest nadaremna ale liczą się chęci.
Ogólnie gdyby wszystko zwolna dopracować i ulepszyć fabułę to śmiało bym porównał twoje pisanie do kilku książek..no tylko zawsze jest problem z takim wyraźnym pomysłem na orginalną fabułę.Nie wiem od czego to zależy bo zauważyłem,że często właśnie wszystko jest do siebie bardzo zbliżone.
No pisz,pisz dalej,czekamy:D
Pozdrawiam(KLEJETO)(Serduszko)

chasdija pisze...

Serce, mógłbyś mi pokazać te zdania, które się ze sobą mijały? Nie chodzi mi o to, że myślę sobie: "Ha! Nie ma takich! Niech mi pokażę to uwierzę" ;) Na pewno takie są i jestem tego świadoma (bo pisarką dyplomowaną nie jestem ;D), a chcę te zdania zobaczyć, bo chciałabym je... że tak powiem, przeanalizować :) I być może poprawić, jak mi się to uda :) Bo trzeba się doskonalić, no nie? :) No cóż... Jeszcze jakieś błędy? Mówcie. Ja przyjmę je na klatę i postaram się nad nimi popracować :) Pozdrawiam was obu :)

Anonimowy pisze...

Najlepiej jeśli od razu się podda i da otulić się przez rzeczne odmęty.
Nie wiem...może na dwa zdania bym to rozłożył..może bym te drugie się w jakiś sposób wyeliminował.
.........................
Zauważyłem,że bawisz się w takie wypisywanie głębokich myśli czytelnika.Dużo tego umieszczasz co nie oznacza,że to mi się nie podoba.
..........................
Strzała musiał schylić głowę ponad drewnianą konstrukcję, by odległość od rzecznej tafli a okryciem dawała jakiekolwiek szanse na to, że chłopiec zdoła uchwycić tej, swego rodzaju, liny, nie wypuszczając przy tym dziecka.

Skrócić!! xD

...........................
Krople wody wciąż napływał do jego oczu, zamazując mu widok. A może to nie woda była, lecz jego pot.

Literówka i bym zamienił woda była na była woda.Prawdopodobnie o to ci chodziło ale jak się czyta tak z wolna to tak jakoś się odłamuje.

................................
Choć z początku pomysł ten wydawał się przynosić oczekiwane skutki, jednak taki wysiłek doprowadził jego krew do szybszego krążenia po organizmie, a tym samym szybszego wychładzania się go.

To po drugim przecinku ma tak brzmieć??..bo tak się własnie zastanawiam cały czas

.............................

Strzała spogląda znad wody na ciało tego, którego zdążył nazwać już swoim przyjacielem.

A i przyczepie się literówki :D :D
spoglądał powinno być.

.........................

„Więc już wszystko skończone?” – pomyślał, nieomal rozpłakując się.
W tej samej chwili usłyszał nieomal rozkazujący głos swego przyjaciela:

Celowo powtórzenie nieomal?

.............................

Sadiel nieomal zapisaną z przerażenia, gdy w powietrzu uniósł się odgłos rozpruwającego się materiału.

Serduszko to ja,co nie...

Oj chasdiji:D czyżbyś pisała po 23:D
Sorrki,ze tak wypisywałem ale no chciałaś bym pokazał to co sie rzuciło w me oczy.
Ponownie pozdrawiam

chasdija pisze...

Zdanie 1: Poprawione, bo teraz zauważyłam, że z tym "się" mi coś nie grało. Inaczej tego nie zmienię ;)
Zdanie 2: poprawione... chyba ;)
Zdanie 3: Tak miało być :) Próbowałam tą wersję, którą napisałeś, ale jakoś... Hm... Ta mi bardziej pasuje... Ten środek stylistyczny nawet się jakoś zowie, co się szyk czasami przestawia :)
Zdanie 4: No i tu problem, bo chciałam żeby to po drugim przecinku było, ale nie wiedziałam, jak w opisać to w normalny, poetycki sposób. Bo to tak bardziej naukowo zabrzmiało... Wiem :) Jak mnie olśni kiedyś jak to zmienić, to obiecuję, że zmienię :)
Zdanie 5: Literówka poprawiona :)
Zdanie 6: Nie celowe :) Poprawione :)
Zdanie 7: Poprawione :)
I żadne sorki :) Następnym razem też możesz mi wypisywać takie błędy. Zawsze opowiadanie ładniej potem wygląda. A i ja się czegoś uczę przy okazji :)
Pozdrawiam :)
(Muszę nad uśmieszkami zapanować... xD)

Magic-Smile pisze...

Jejku ! Jak mnie tu dawno nie było !:( Ta szkoła robi z ludzi potwora ! :) No ale wróćmy do tego co napisałaś.
Od dziś boję się wody :D Mam nadzieję, że w następnej notce dowiemy się co z tą biedną dziewczynką.
Pozdrawiam i tym razem postaram się wpadać częściej ! :P