Jakież więc było jego zdziwienie, gdy usłyszał głos
jeźdźca.
- Pozwól, panie, że zajmę się nią. Myślę, że moja wiedza
szybciej nam ja przywróci, niż twe dobre chęci.
Sadiel opuścił dłoń, zamykając uprzednio oczy, i skierował
swą twarz w kierunku nowo przybyłego. Znał ten głos… Pamiętał go dobrze…
Przecież to…
- Duriom… - wyszeptał, czując jak fala ciepła ogarnia całe
jego szczęście.
Gdy spojrzał na twarz przybyłego, nieomal nie zerwał się na
równe nogi, by ruszyć w stronę znachora z chęcią gorącego go przywitania.
Najwidoczniej jego zamiary przewidział Strzała, gdyż natychmiast zwrócił się do
niego:
„Ani mi się waż. Siedź tam gdzie siedzisz i ani piśnij.”
- Ale dlaczego…? – mruknął Sadiel.
- Co dlaczego? – zdziwiła się kobieta.
Chłopiec wyczuł w jej głosie narastającą ulgę. Oto przecież
pojawił się obcy człowiek, który ofiaruje swą pomoc w ratowaniu Sonyi. W
dodatku zna się na tym, a przynajmniej takie sprawia wrażenie.
- Dlaczego musiało się to stać? – Błękitnooki starał się
przybrać jak najbardziej zmartwiony wyraz twarzy. Nie mogło przecież wyjść na
jaw, że potrafi on rozmawiać ze swym wierzchowcem.
- Nie ważne, moje dziecko… Teraz Sonya jest w dobrych
rękach. Módlmy się więc do bogów, by natchnęli wiedzą tego mężczyznę.
Strzała parsknął tylko. Najwidoczniej nie miał zamiaru po
raz kolejny pouczać swego młodszego przyjaciela, że oto znajduje się wśród ludzi,
którzy być może nie pałają do niego miłością, czy choćby szacunkiem.
Sadiel znów uniósł dłoń do czoła, dziękując w duszy, że
przez tą chwilę nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Spoglądał na Durioma,
który rozcierając tajemnicze ziele w małym, glinianym naczyńku, uważnie
przyglądał się dziewczynce. Wsypał drobny proszek do jej ust, wlewając po chwili
odrobinkę wody. Zsunął z blondyneczki tunikę, kremem smarując jej nagi tors. Po tych zabiegach wziął Sonye w swe ręce,
podszedł do wystającego z ziemi kamienia, usiadł na nim i przełożył dziecko
przez kolana. Powoli i systematycznie opukiwał jej plecki.
Temu wszystkiemu przyglądały się zaniepokojone twarze
młodych mieszkańców wsi. Starszy mężczyzna podszedł do kobiety, kładąc jej
czule dłoń na ramieniu. Nie zwrócił nawet uwagi na siedzącego na ziemi chłopca.
- Wszystko będzie dobrze. – Jego głos był chrypliwy i
gardłowy. Zdawało się jakby mówił nieznanym nikomu akcentem.
- A jeśli ten obcy jej nie uratuje? – Pytanie to kobieta
zadała jakby z przymusu. Sama najwidoczniej również ufała bogom. Nie
potrzebowała więc żadnych potwierdzeń z ust swego towarzysza.
Jakież więc było ich szczęście, gdy ramiona Sonyi zaczęły
delikatnie drżeć. Duriom natychmiast przewrócił ją na plecki, przytrzymując jej
głowę swymi rękoma.
- Połknij to, co masz w ustach… - Znachor przemawiał do
dziewczynki delikatnie, lecz stanowczo.
Blondyneczka otworzyła oczy, spoglądając na mężczyznę ze
strachem. Po jej policzkach popłynęły pierwsze łzy.
- Nie bój się… Chcę ci pomóc… Połknij to co masz w ustach.
Sonya, kwiląc, zaczęła rozglądać się dookoła. Widząc
oddalonych starszych mieszkańców wsi, wyciągnęła do nich swoje rączki. Kobieta
natychmiast ruszyła w jej stronę. Klękając przy niej, powtarzała słowa Durioma.
- Połknij to co masz w ustach… Słyszysz Sonyu? Połknij to…
Blondyneczka z niemałym trudem przełknęła ślinę, wraz z
tajemniczym proszkiem. Po chwili wstrząsnęły nią konwulsję. Znachor czym
prędzej zdjął ją z kolan, stawiając ją na równe nogi i przytrzymując ją w lekko
zgiętej pozycji. Dziewczynka wymiotowała.
Kobieta spojrzała niepewnie na zbliżającego się mężczyznę,
a następnie na znachora.
- Tak miało być – odpowiedział Duriom, uprzedzając pytanie.
– Musi pozbyć się z żołądka całego świństwa, które połknęła będąc w rzece. A
teraz… - dał znać ręką, by siwowłosy wieśniak przejął od niego Sonye –
pozwolicie, że zajmę się swoim czeladnikiem. – Spojrzał wymownie na wciąż
siedzącego na ziemi Sadiela.
Sadiel uniósł powieki.
- Swoim czeladnikiem? – Pokręcił głową z niedowierzaniem,
gdy znachor znalazł się tuż przy nim. – Przecież nie jestem…
- No tak… - mruknął Duriom. – Pierwsze oznaki paraliżu po
zetknięciu z lodowatą wodą – stwierdził cicho, lecz na tyle donośnie, by usłyszeli go pozostali mieszkańcy wsi.
- Paraliżu? – Chłopiec uniósł swe brwi, nieomal opuszczając
dłoń znad oczu.
- E, e, e… – Mężczyzna pokiwał karcąco palcem. Natychmiast
podbiegł do konia zdejmując z niego niewielki pakunek. Powracając do blondyna,
rzucił zawiniątko tuż przed nim. – Twój płaszcz.
- Mój płaszcz?
- Jeszcze jedno takie durne pytanie, a zacznę zastanawiać
się nad tym, czy aby nie popełniłem błędu biorąc cię na swego ucznia. – Twarz
Durioma przybrała gniewny wyraz.
Sadiel pamiętał, że taka sama mina towarzyszyła znachorowi,
gdy ten złapał go na aż nazbyt długim spacerze, gdy znajdował się jeszcze pod
jego opieką.
2 komentarze:
Pojawia się postać którą już dobrze znamy...postać Durioma.Znachora który dobrze zna swój nietypowy zawód.Trudny zawód.Znachorstwo...
Ale co ważne pomógł tej małej dziewczynce...muszę przyznać,że w bardzo nietypowy sposób xD
Przez chwilę zastanawiałem się do czego to dojdzie... xD
Ale..ale..alee pomógł i kropka:D:D
Jeszcze potem te konwulsje i inne sprawy niczym opętana osoba.
Mamy nowego znachora a raczej ucznia znachora a raczej chłopca który nie ma pojęcia o znachorstwie a może ja się mylę..:)
A i mi się wydawało że Sadiel ma brązowe włosy...tzn na początku był szatynem,potem wydawało mi się,że padł wyraz,brązowe a teraz wiem,że tak naprawdę jest blondynem.To ja sobie go wyobrażę jako chłopca o kolorowej czuprynie:D
Pozdrawiam
Serduszko
Na początek Prześladowca serdecznie przepraszać Chasdija, że nie czytać jej notek. Po prostu żywnie brakować Prześladowcy czasu... Ale jak już mieć ten czas, to go tutaj spożytkować...
A tak pisać... eee... pisząc normalnie :), to ta akcja ze znachorem totalnie zbiła mnie z tropu. Aż się prosiło, żeby ktoś o zdolnościach leczniczych, nawet niepotwierdzonych naukowo tam się pojawił. Ale, że to miał być Duriom, to bym się nie domyślił. Szczerze mówiąc myślałem, że ta postać zakończyła się na jednorazowej pomocy Sadielowi. A to się okazuje, że fantazja Chasdiji ma inne upodobania. Okazuje się, że ta postać powie nam o wiele więcej, niż można było się tego dowiedzieć... Bo po co brałby Sadiela na swojego czeladnika, tak na szybko? Albo po to, żeby go uchronić przed czymś, albo dlatego, że ma wobec niego jakieś zamiary. Czy pozytywne, czy negatywne to się zobaczy :)
I tak nieodparcie nasuwa mi się to zapomniane MU. Co do MU*** to ma znaczyć xD?
Pozdrawiam...
Prześlij komentarz