- Co… Co się stało? – spytał, czując susze w gardle. Powoli
otworzył oczy.
Leżał pod rozłożystym dębem. Nad swoją twarzą widział łeb
swojego przyjaciela.
„Zemdlałeś. Byłeś długo nieprzytomny. Musiałem cię
odciągnąć z tamtej polany. Gdyby wrócili tam ci młodzi opryszkowie, spraliby
cię na kwaśne jabłko.” – poinformował go Strzała.
- Dlaczego zemdlałem? – niepewnie zaczął unosić się na
ramionach.
„Nie wiem… Może za wiele złych emocji jak na jeden raz.”
- Złych emocji? – ściągnął brwi. Zaczął powoli przypominać
sobie ostatnie wydarzenia.
To, jak zauważyli grupkę młodzieńców znęcających się nad
starszym mężczyzną… To jak stanęli w jego obronie. Później te kamienie…
Kamienie!
- Widziałeś to? – oprzytomniał znienacka.
„A co niby miałem widzieć?”
- Te kamienie… One… One zatrzymały się tak nagle, a potem…
Potem rzuciły się w stronę tych chłopaków… Czy to ja to uczyniłem? – spojrzał
niepewnie na swego przyjaciela.
„Albo ty, albo ten ranny syrianin. Wątpię jednak, by ten
drugi mógł zrobić cokolwiek w swym stanie.”
- Więc, że to ja mam taką moc?
„Najwidoczniej… Szkoda tylko, że nie odkryłeś jej, gdy
spędzaliśmy noc we wsi. Może uchroniłbyś się od tej trucizny, która omal cię
nie uśmierciła.”
- Ale jak ja to zrobiłem?
„Dobrze by było, gdybyś w miarę szybko znalazł odpowiedź na
to pytanie. Może w końcu przestaniemy być tacy bezbronni.”
- Bezbronni? – ściągnął brwi Sadiel. – Ale ja nie chcę
nikogo krzywdzić.
„Kto by pomyślał – parsknął strzała. – Jeszcze tak niedawno
zamierzałeś odnaleźć chłopców, którzy zamordowali syrianina i sprać im buźki.”
- Miałem taką ochotę, – chłopiec spuścił głowę na znak
wstydu jaki poczuł – ale to wszystko przez tą całą sytuację. Przez chwilę
myślałem, że skoro my, starając się nikogo nie krzywdzić, wciąż cierpimy z rąk
ludzi, to może należy zmienić swoje postępowanie… Może gdybyśmy i my zaczęli
używać siły… - Uniósł wzrok na wierzchowca. – Może wtedy i my powoli
zaczęlibyśmy zbliżać się do osiągnięcia swego celu. Jednak teraz widzę, jakie
to byłoby głupie. Nie mogę krzywdzić drugiej istoty, tylko dlatego, że dzięki
temu odnajdę swoją rasę. Gdyby wszyscy tak czynili… wtedy świat byłby jeszcze
straszniejszy niż jest teraz.
„Mądre słowa – Strzała pokiwał głową. – Cieszę się, że znów
mówisz tak, jak przystało na ucznia Mistrza. Inaczej musiałbym doprowadzić cię
do porządku i nie byłoby to przyjemne ani dla mnie, ani tym bardziej dla
ciebie.”
- Ty mi grozisz? – zmrużył oczy.
„Nie… Po prostu się o ciebie martwię… Wiem dobrze, że pewne
sytuacje sprawiają iż człowiek zaczyna zachowywać się irracjonalnie. – Strzała
spojrzał na niepewną minę syrianina, po czym przewrócił oczami. –
Irracjonalnie, to znaczy… hm… bez sensu. Tak właśnie postąpiłbyś, gdybyś wtedy
wstał i ruszył do miasta, chcąc pomścić swego brata. Wydawało ci się to jedynym
możliwym i dobrym rozwiązaniem. Teraz zauważyłeś, że postąpiłbyś po prostu
głupio i wbrew swemu sumieniu. Miałbyś teraz do siebie wielkie pretensje, o ile
w ogóle byś przeżył. Oczywiście to wszystko miałoby miejsce, gdyby mnie przy
tobie nie było. Na szczęście byłem i gdybyś nawet postanowił zawiązać sobie w
ten sposób stryczek na szyję, z pewnością leżałbyś teraz z wielkim siniakiem na
tyłku.”
- A od kiedy to się aż tak o mnie martwisz?
„Od momentu, gdy zrozumiałem, że jesteś wyjątkowy i nie
chodzi mi tu bynajmniej o twoje pochodzenie. To, że jesteś syrianinem nie czyni
ciebie kogoś specjalnego. Sam zresztą wiesz, że są jeszcze inni tobie podobni.
Lecz wątpię, by któryś z twoich braci czy sióstr miał tak samo wielkie serce,
czyste sumienie i… I to coś, co sprawia, że każdy dzięki tobie zaczyna wierzyć,
iż to wszystko ma jakiś sens. Poza tym… - Strzała odwrócił się do chłopca bokiem,
dając mu tym samym znać, że czas na dłuższą przejażdżkę. – Poza tym uratowałeś
mnie z piekła.”
- Z piekła? – uniósł brwi Sadiel.
„Nie za dużo pytań zadajesz? Po prostu mój ostatni
właściciel nie należał do ludzi, którzy mają wielkie serce dla zwierząt.”
- No tak… To wszystko wyjaśnia – mruknął pod nosem blondyn,
uśmiechając się delikatnie. Wstał z ziemi, sprawdził czy pakunki nadal solidnie
trzymają się parzystokopytnego przyjaciela, po czym wskoczył niezdarnie na jego
wierzch. – A martwy syrianin? – odezwał się nagle, jakby powrócił w jednej
chwili do rzeczywistości. – Czy on nadal tam leży?
„Nie… Pewnie sobie do domu wrócił… - parsknął Strzała.
Widząc jednak gniewny grymas na twarzy młodzieńca, natychmiast zaczął mówić
dalej. - Pewnie tak… Będziemy musieli tamtędy przejść, więc tak czy inaczej
zobaczymy, czy nikt go stamtąd nie usunął.”
- A jeśli nie? Znów będę musiał zostawić go, tak jak swego
Mistrza, na pastwę losu?
„A ja ci powtórzę to, co powiedziałem tamtym razem: nie
będziemy przecież ciągnęli go ze sobą przez całą podróż.”
- A jednak… To jest mój brat. Zmarł tylko dlatego, że miał
błękitne oczy. Nie powinniśmy jednak w jakiś sposób zająć się jego ciałem?
„O ile się nie mylę, twój Mistrz był dla ciebie kimś o
wiele bliższym, a jednak go zostawiłeś na polanie.”
- Bo byłem pewien, że ludzie zrobią z nim to, co należy. A
co zrobią ludzie z ciałem kogoś, kogo nienawidzą i w dodatku poniekąd sami go
zamordowali?
„Uwierz mi, że temu mężczyźnie jest w tym momencie bez
różnicy, co się z nim stanie. Poza tym… powinieneś chyba zając się spełnianiem
prośby, którą usłyszałeś z jego ust.”
- Hm?
„Oh… Powinieneś zająć się ratowaniem swojej rasy. Co prawda
wątpię, byś mógł odegrać w tym całym przedstawieniu jakąś rolę, ale… Syrianinom
bliskim śmierci się nie odmawia. A i obietnice należy spełniać.”
- Lecz ja nic mu nie obiecywałem.
„Ty nie… ale twoje serce z pewnością.”
Sadiel ściągnął brwi, zamierzając zadać swemu przyjacielowi
kolejne pytanie. Ostatecznie jednak chyba zrozumiał, o co właściwie mu się
rozchodziło i przytaknął jedynie głową.
Gdy mijali łąki, na których odbywała się mała bitwa z
młodzieńcami, oboje zaczęli wyszukiwać wzrokiem ciało syrianina.
Znaleźli je. Ku ich przerażeniu, ciało to wyglądało jeszcze
tragiczniej niż w momencie, gdy pozostawiali je samotnie. Najwidoczniej miejska
ludność postanowiła jeszcze bardziej poznęcać się nad tym, którego jedyną winą
było to, iż urodził się syrianinem. Widać było kolejne cięcia sztyletami po
ramionach, a w sam środek ciała wbito dwie długie włócznie.
Strzała po chwili odwrócił swój wzrok od tego makabrycznego
widoku. Sadiel choć chciał pójść w ślady swego konia, nie mógł tego uczynić.
Oczami wyobraźni widział siebie leżącego na miejscu tego mężczyzny. Co gorsza,
był pewien, że jeden nieostrożny ruch i ta tragiczna wizja stanie się rzeczywistością.
„Mam nadzieję – zwrócił się w myślach do martwego syrianina
– że znajdujesz się teraz w o wiele lepszym świecie.”
Kolejne dni dłużyły się wędrowcom przeraźliwie. Gdy słońce
kroczyło po niebie wędrowali wciąż do przodu. Gdy miejsce słońca zajmował
księżyc, oboje kryli się pod mizernie skonstruowanymi przez Sadiela szałasami,
próbując zasnąć by zregenerować swe siły. Czasem im się to udawało, czasem nie…
Podczas podróży starali się omijać większe skupiska ludzi.
Czasami tylko zaglądali do wiosek, kupując w nich niewielkie zapasy żywności na
dalszą drogę. Nie zatrzymywali się jednak na noc. Wciąż pamiętali, jak z
ledwością uszli z życiem z pewnej wioski, w której początkowo przyjęto ich z
otwartymi rękoma.
Przemierzali wielkie lasy, małe gaiki, łąki, wzgórza…
Najgorsze było to, że od pewnego momentu przestali dostrzegać sens tej
wędrówki. W jaki sposób Sadiel ma dowiedzieć się czegokolwiek o Błękitnej
Księdze, skoro rozum podpowiadał mu, by nie zaczynać z żadnymi ludźmi rozmowy
na ten temat? Powinien raz odważyć się i choćby napomknąć o niej, podczas
krótkiej wymiany zdań z wieśniakami. Ale… cóż takiego mogą wiedzieć ludzie,
którzy większość swego życia spędzają na polach uprawnych? Jeśli chodziłoby o hodowanie
bydła… Tak… Mógłby wtedy liczyć na długą, wyczerpującą rozmowę. Ale Błękitna
Księga?
- Może powinniśmy wrócić do Sariviana? W jego pomieszczeniu
widziałem wysokie półki pełne książek. Być może jedna z nich byłaby właśnie tą,
której szukamy. – Chłopiec co jakiś czas schylał się, by nie oberwać nisko
rosnącą gałęzią. Leśna dróżka, na której się znaleźli, była rzadko używana
przez innych jeźdźców. Wskazywały na to krzaki i gałęzie wyrastające na drodze
i nad drogą. Była to dobra nowina. Błękitnooki mógł spokojnie zdjąć swój
płaszcz, nie martwiąc się, że napotka go jakiś człowiek.
„Ile razy mam ci powtarzać, że gdyby ją miał, z pewnością
by ją tobie pokazał. Nie wydaje mi się, by Duriom wysłał cię do jakiegoś głupca.”
- A może jednak? – szeroko uśmiechnął się Sadiel. – W końcu
wziął jedną do rąk i rzekł, że księgi jego coś mówią na mój temat.
„Z pewnością… Nie jesteście przecież jakąś tajemniczą rasą.
Być może widział w jednym ze swych tomiszczy wzmiankę o syrianinach. Może
wzmianka ta była całkiem długą wzmianką, ale… nie masz nawet co liczyć na
życiowe odkrycie. Inaczej już dawno o wszystkim byś wiedział.”
- Więc pozostało mi jednak zacząć rozpytywać o księgę wśród
ludzi – westchnął chłopiec.
„No oczywiście… Od razu połam sobie obie ręce oraz nogi i
przebij się sztyletem… Po co masz ludzi do tego wykorzystywać” – prychnął
Strzała.
- Więc wymyśl coś lepszego.
„Wiesz dobrze, że niczego lepszego nie wymyślę, ale to nie
oznacza, żebyśmy zaraz wprowadzali w życie te plany, które z pewnością nie
przyniosą nam niczego dobrego.”
- Dobrze… Więc maszerujmy tak dalej, aż w końcu zostaniemy
bez jedzenia i picia, by konać powoli z głodu.
„Ja tak szybko z głodu nie umrę, a i ty powinieneś zacząć
szukać jakichś owoców leśnych. Zapasy, które dostałeś od Durioma powinny służyć
ci dopiero wtedy, gdy będziesz w tragicznej sytuacji.”
- Uważasz, że nie szukam żadnego pożywienia? – uniósł
nieprzyjemnie głos Sadiel.
„Tak… Myślę też, że stałeś się ostatnimi czasy leniwy. Na
początku podróży maszerowałeś czasami na własnych nogach, aby mnie trochę
odciążyć. Teraz każdy metr pokonujesz na moim grzbiecie. Myślisz, że mi się
siły nigdy nie kończą?”
- Robimy przecież przystanki…
„Ale moglibyśmy je robić rzadziej, gdybyś ty zaczął
korzystać nie tylko z moich, ale i ze swoich nóg.”
- Ach tak? To proszę bardzo… - Sadiel zeskoczył ze Strzały.
– Idź sobie dalej sam.
„Oho… Wielki Sadiel się obraził… I teraz pewnie wielki
Sadiel czeka, aż go pokorny Strzała przeprosi, tak?”
Sadiel spiorunował go swym wzrokiem.
- Nie… Nie zależy mi na twoich przeprosinach.
„I dobrze, bo i tak nie masz co na nie liczyć.”
Najbliższe pół dnia wędrowali w wręcz namacalnej ciszy.
Tylko szum drzew i śpiew ptaków upewniały ich, że świat nadal jest w stanie
wydawać swe dźwięki.
Krótki przystanek zrobili na skraju lasu. Strzała co prawda
był gotowy do dalszego marszu, lecz Sadiel nie był w stanie utrzymać się na swych
nogach. Wierzchowiec oferował mu podróż na własnym grzbiecie, lecz chłopiec
uniósł się honorem i odmówił takiej pomocy.
- Jeśli jednak jesteś aż tak pełny energii – Sadiel ziewnął
głęboko – możesz pilnować, by nikt nas tu nie zaskoczył. Ja spróbuję się
przespać… Czuję się dziwnie zmęczony. – Mówiąc to młodzieniec ściągnął ze
siebie ciemnozielony płaszcz, którym po chwili owinął się i ułożył pod jednym z
drzew.
7 komentarzy:
Ok zaczynamy...
W jakich czasach jest opowiadanie?
Bo ciężko mi określić...czasami podchodzi pod średniowiecze...a czasami zastanawiam się czy akcja nie dzieje się w jakimś innym wymiarze.
Co jest ciekawe...Sadiel odnosi się do swojej rasy z szacunkiem...czyli brat i siostra a gdybym tak sobie teraz pomyślał o współczesnym świecie rzeczywistym...no Polak chyba by o drugim tak nie powiedział:)
Brakuje mi elementu takiej szczególnej błyskotliwości oraz twardszego charakteru bohatera tego opowiadania...
Jestem ciekaw zdolności Sadiela bo z pewnością są nadprzyrodzone:D
Opisy fajne...
No i mała sprzeczka na samym końcu...no..no..
A i ciekawe...bo stosujesz w opowiadaniu pewne,czasami słuszne (hmm jakieś tu słowo trzeba wstawić).....porównanie(?)
,iż zwierzę jest mądrzejsze od człowieka.
Pozdrawiam
Jakież to czasy, pytasz się, Klejeto? No można by rzec, że podchodzące właśnie pod to średniowiecze, lecz... hm... nie do końca :) Takie czasy Sadiela to są ;)
Co do błyskotliwości i twardszego charakteru bohatera...
No nie róbmy z trzynastolatka jakiegoś geniusza ;) Młody jeszcze, świata całkowicie nie zna... W wieku trzynastu lat człowiek z natury nie jest jeszcze jakiś błyskotliwy. Zdarzają się przebłyski, ale... nie jest ich tak wiele :)
Co do charakteru... No i tu też wkrada się ten młody wiek. Osobowość Sadiela jest jeszcze w trakcie rozwijania się i stabilizowania (tak jak u każdego człowieka w tym wieku :)). Dlatego też wciąż się waha, czy być takim, na jakiego chciał wychować go Mistrz, czy może sprostać rzeczywistości i... przestać być tym miłym, małym, dobrym syrianinkiem :)
Tak racja...ale mi brakuje jednej z cech..jakiegoś takiego charakterystycznego punktu w jego charakterze...który by go w jakiś sposób ukształtował
Słońce, pisałam już, że jeszcze do połowy nie doszłam, więc... jeszcze wszystko przed nami xD
No to wio!
Pierwszą część komentarza chciałbym poświęcić Strzale. Strzała to... Koń! A jeżeli już jesteśmy przy tym, że strzała to koń, to zagłębmy się trochę w ten temat.
Koń to ssak parzystokopytny z rodziny koniowatych. Koń został udomowiony prawdopodobnie na terenie północnego Kazachstanu w okresie kultury Botai tj. około 3,5 tys. lat p.n.e. Przodkami koni orientalnych, od których pochodzą konie gorącokrwiste, były prawdopodobnie koń Przewalskiego i tarpan; konie zimnokrwiste pochodzą natomiast od konia leśnego z Północnej Europy... No dobra xD
Trochę wiedzy mi wyszło, a chciałem tylko nawiązać do tego, że Strzała rzeczywiście jest bardzo mądry. Zastanawiam się, kiedy usłyszymy o mgr. Strzale... albo lepiej, dok. Strzale xD. Ok, zostawiam to.
W sumie to ja się zgodzę z wami obojga. Sylwetka Sadiela dopiero się kształtuje, nie ma w sobie tej pewności, zdecydowania. Ale rozumie o co chodzi Klejtowi... Każdy człowiek ma jakąś cechę charakteru, która jest dla niego hmmm... charakterystyczna. To już nie zależy od wieku, tylko po prostu od człowieka. U twojego bohatera nie udało się na razie jej dojrzeć. Tutaj zadziała twoja inwencja twórcza.
Pozdrawiam
Jak niema, jak jest... :D Jest on czasami aż nazbyt mało ostrożny, ale za to nie odpuszcza raz podjętych decyzji. Obiecał, że pomści Mistrza i... mam nadzieję, że pomści xD Bo w sumie to sama nie wiem, jak to dalej mu tam pójdzie :D A reszta naprawdę wyjdzie w praniu :) Obiecuję, jakem Chasdija xD
(A przynajmniej mam taką nadzieję) ;)
No dobra z kolejnym rokiem Sadiel będzie w jakimś tam sposób się zmieniał...chyba...
więc czekamy na 14-ste urodziny czyli 14-stą wiosnę lub no lub nie.
No nie lub...bez lub bo już dalej nic jednak nie wymyślę.
Prześlij komentarz