niedziela, 25 września 2011

Początek końca, cz. XIV


Gdy schodzili z ostatniego, a tym samym najniższego pagórka oddzielającego ich od wioski, w otwartej na oścież bramie pojawiło się kilkoro roześmianych, kilkuletnich dzieci, najwidoczniej zainteresowanych obcym przybyszem, którego właśnie zauważyli. Mieli oni może po cztery, pięć lat. Ubrani byli w szare, lniane stroje przypominające poniekąd małe worki na zboże. Większość z nich stała wyprostowana, trzymając przy ustach splecione dłonie i spoglądając na jeźdźca wielkimi, okrągłymi oczami. Znacznie mniejsza grupka skakała radośnie, to wskazując na Sadiela palcami, to znów machając do niego.
Młodzieniec uśmiechnął się na ten widok. Nie pamiętał, by ktokolwiek cieszył się tak na jego przybycie. Co prawda dzieci te nie tyle cieszyły się z powodu tego, że zbliża się do nich właśnie Sadiel, co z powodu, że zbliża się do nich jakikolwiek obcy. Nie popsuło to jednak jego dobrego nastroju, a wręcz przeciwnie. Przez chwile poczuł się szczęśliwy, widząc, że jeszcze takie małe istotki nie są zarażone tą całą nienawiścią do jego rasy. Z pewnością już za kilka lat to wszystko się zmieni i uśmiechnięte te buźki zmienią się w zacięte twarze przepełnione nienawiścią do wszystkich tych, którzy choć w małym stopniu różnią się od ludzi.
Odmachał więc tej radośniejszej gromadce. Mała dziewczynka o blond włosach i pucołowatych policzkach, najwidoczniej zachęcona reakcją Sadiela, ruszyła mu naprzeciw. W oczach młodzieńca pojawił się paraliżujący strach, gdy zauważył jak mała istotka zbliża się niezgrabnie w stronę mostku. Zdążył jedynie unieść się na koniu i zakrzyknąć: „Uważaj!!”, nim dziewczynka, zamiast wbiec na most, stanęła nad rowem rzecznym. Dorosła osoba przeniosłaby cały swój ciężar ciała do tyłu, starając się upaść na plecy, jednak tak małe dziecko, przestraszone widokiem rwącego potoku, straciło kontrolę nad swym ciałem. Z piskliwym krzykiem wpadła wprost do rzeki, niknąc pod jej taflą. Pozostałe dzieci zaczęły panicznie wyć, niczym zbite wilczki.
Sadiel, nie widząc nikogo, kto by rzucał się na jej pomoc, sam natychmiast ściągnął ze siebie płaszcz, buty, zeskoczył ze Strzały i biegnąc w stronę potoku rzekł do niego:
- Trzymaj się blisko brzegu.
Koń zrozumiał natychmiast te słowa. Ruszył tuż za chłopakiem. Gdy byli zaledwie kilkanaście metrów od rzeki, Strzała nagle coś sobie przypomniał.
„A ty umiesz pływać?”
- Nie wiem! – odkrzyknął Sadiel, rzucając się do wody.
Nie umiał pływać, a na pewno nie w takim stopniu, jakby tego oczekiwał. Natychmiast poszedł na dno miotany prądem rzecznym niczym sucha gałązka. W dodatku paraliżujące zimno ogarnęło całe jego ciało. Przez chwilę poczuł skurcz, który uniemożliwiał mu jakikolwiek ruch. Do jego ust wleciało odrobina wody. To jednak wystarczyło by zaczęła ogarniać go panika. Próbował się uspokoić. Wiedział, że w takim stanie psychicznym, jakim się znajduje, nie tylko nie uratuje dziewczynki ale i sam pewnie się utopi. Za pewne pomogłyby mu głębokie, spokojne oddechy, lecz z wiadomych przyczyn nie były one możliwe.
„Weź się w garść, szczeniaku… - warknął do siebie w myślach. – Weź się w garść, albo nici z twoich planów!” Słowa te jakby ocuciły go z szoku. Impulsy nerwowe wysyłane przez mózg zaczęły rozchodzić się po całym jego ciele. Najpierw odzyskał panowanie nad dłońmi, później rękoma, by w końcu zacząć delikatnie poruszać nogami. Po chwili machał już kończynami jak opętany. Pozwoliło mu to zbliżyć się odrobinę ku tafli wody, jednak czas w jakim tego dokonał, nie napajał go optymizmem. W dodatku wciąż nie mógł otrzymać nowej dostawy tlenu do płuc. Gdy przez chwilę o tym pomyślał, te jakby na wspomnienie o nich, zaczęły go niemiłosiernie palić. Znów zaczął popadać w przerażenie i znów próbował się uspokoić. Kolejny raz usłyszał własny głos, strofujący go niewybrednymi słowami. Otworzył oczy. Ku jego zaskoczeniu znajdował się nie dalej niż na wyciągnięcie ręki od powierzchni rzeki. Po chwili  zauważył, że jego kończyny zaprzestały chaotycznie się poruszać na rzecz skoordynowanego bicia w wodę. Zamach lewej ręki, dwukrotny wymach nogami, zamach prawej ręki, dwukrotny wymach nogami, zamach lewej ręki… Nie wiedział w jaki sposób nadał swojemu ciału akurat taki rytm, lecz widząc iż daje on wymarzone skutki, starał się go nie zmieniać.
Gdy wypłynął na powierzchnię, z ulgą wypluł wodę, która dostała się do jego ust, by następnie kilka razy odetchnąć świeżym powietrzem. Nadal rytmicznie machał kończynami, lecz styl ten różnił się od poprzedniego. Po raz kolejny zdziwił go ten fakt. Nigdy przecież nie uczył się pływać, ba, nigdy nie słyszał nawet, jak w takich chwilach ma zachowywać się jego organizm. A ten zachowywał się tak, jakby sam wiedział, co ma robić i nie zaprzątał tym głowy Sadiela. Uśmiechnął się pod nosem.
„Dziecko!” – usłyszał w myślach głos Strzały.
Natychmiast powróciła do niego ponura rzeczywistość. Rozejrzał się dookoła, próbując zauważyć małe ciałko dziewczynki. Nierówności na wodzie uniemożliwiały mu jednak odróżnienie czegokolwiek. Kilkakrotnie wydawało mu się, że zauważył główkę dziecka, gdy po chwili główka ta zamieniała się w kolejną falę. W dodatku szum odbijającej się od nabrzeżnych kamieni wody, sprawiał iż nie było szans, by dosłyszeć piskliwy krzyk dziewczynki.
- Nie widzę! – krzyknął, mając nadzieję, że Strzała usłyszy rodzącą się w jego głosie rozpacz.
„Tu!” – znów niski, lekko zachrypnięty głos odezwał się w jego głowie.
Tym razem powiódł spojrzeniem po brzegu wyrastającym ponad taflą rzeki, Swego wierzchowca odnalazł bez problemu. Biegł kilka metrów dalej, wskazując pyskiem miejsce w którym znajduje się dziecko. Sadiel natychmiast ruszył w tamtą stronę. Fakt, że płynął z prądem, oraz tuż pod samą powierzchnią, sprawił iż o wiele łatwiej i szybciej płynął w wyznaczonym kierunku.  Starał się przez cały czas oddychać w miarę równo. Kilka razy spóźnił się z nabraniem powietrza, i uczynił to w momencie, gdy jego twarz na ułamek sekundy znajdowała się pod wodą. Zachłysnął się lodowatą cieczą, jednak nie zwolnił tempa. Musiał czym prędzej dotrzeć do dziewczynki. Jakaś część jego podświadomości mówiła mu, że i tak jest już stanowczo za późno na jakikolwiek ratunek dla dziecka, jednak cała reszta powtarzała, by wszelkimi siłami parł do przodu, gdyż jeszcze nie wszystko jest stracone.
Za każdym razem, gdy głowa jego odwracała się w stronę brzegu, przy którym galopował Strzała, próbował uchwycić wzrokiem przyjaciela. Na szczęście z każdą kolejną chwilą dzieliła ich coraz mniejsza odległość. Gdy nieomal wyrównał się z nim, na dłuższy moment wychylił głowę nad powierzchnię rzeki, by odnaleźć dziewczynkę. Dryfowała kilka metrów przed nim. Natychmiast powrócił do poprzedniego stylu pływania, by czym prędzej ją dogonić. Zauważywszy blond włosy unoszące się na wodzie, wyciągnął prawą rękę, by pochwycić dziecko ramieniem. Za pierwszym razem fala targnęła nim w bok, tak że oddalił się od swego celu na dość dużą odległość. Jeszcze raz podpłynął, jeszcze raz zamachnął się ręką i tym razem udało mu się złapać istotkę. Przyciągnął ją do siebie, nadal uderzając o wodę wolną dłonią i nieprzerwania machając nogami. Starał się, by twarz dziecka przez cały czas znajdowała się ponad nierówną taflą rzeki. Nie miał czasu sprawdzić, czy dziewczynka jest przytomna. Cały czas odczuwał jej ruch, lecz wiedział dobrze, że to prąd morski targa małym ciałkiem. Poza tym niemiał na to czasu. Teraz musiał skupić się na wydostaniu ich obojga z tej rzeki, a rwący nurt oraz ponad metrowe uniesienie brzegu nad wodą nie napajało go optymistycznie. Podpłynął pod skarpę, chcąc zaczepić się wolną dłoń o wystający z niej kamień. Niestety, gdy zaprzestawał uderzać ręką o wodę, prąd rzeczny natychmiast próbował wciągnąć go pod wodę. Po kilku nieudanych podejściach, odpłynął na środek nurtu. Z trudem rozejrzał się dookoła. Kątem oka zauważył zbliżający się, wystający znad wody głaz, znajdujący się po lewej stornie rzeki. Nieomal nie wyjąc z wycieńczenia przepłynął na drugą połowę. Chciał początkowo naprzeć na kamień przodem, lecz natychmiast zorientował się, że był to zły pomysł. Przed sobą wciąż utrzymywał dziecko, przyciskając je do swej piersi. Cała siła uderzeniowa skumulowałaby się na tym małym, delikatnym ciałku. Próba natrafienia bokiem już z góry skazana była na niepowodzenie. Pozostało więc naparcie plecami. Zdążył wykręcić się w odpowiedni sposób, gdy z całym impetem uderzył w głaz. Siła ta sprawiła, że całe powietrze uszło z jego płuc. Przez chwilę pociemniało mu przed oczami. Ostatkiem świadomości próbował utrzymać się skały. Niestety lata obrabiania jej przez wodę sprawiły, że była ona gładka niczym tafla szkła, a przy tym nad wyraz ślizga. Pomału plecy osuwały się z kamienia. Sadiel przestał uderzać wolną ręką w wodę, próbując przytrzymać się nią ostatniej deski ratunku. I tym razem musiał dać za wygraną. Całe ramię nieubłaganie ześliznęło się z głazu.
Dalej poddając się nurtowi zacisnął z rozpaczy swe zęby. Opuszczały go wszelkie siły. Nie wiedział czy trzymanie przy sobie dziecka ma jakikolwiek sens, w dodatku w jego głowie pojawiła się totalna pustka. Nie miał już żądnego pomysły by wyrwać się z tej piekielnej rzeki. Czuł się tak cholernie bezradny. Przez jego głupotę swoje życie stracił kolejny człowiek. Zaczął przeklinać sam siebie. Gdyby nie odmachał tym dzieciakom… Może wtedy ta dziewczynka nie wybiegłaby z radością ku niemu. Gdyby pojawił się chwilę później… Odbiegłaby ona w inne miejsce i zwróciła swą uwagę na niego, dopiero wtedy gdy stąpałby już po terenie wioski. Gdyby wybrał inną drogę marszu i trafił na jakieś miasto… Teraz już wszystko się skończyło. Zawiódł… Zawiódł swego Mistrza, swego martwego brata, samego Strzałę, a nawet Durioma.  Zawiódł cały świat…

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fajnie, że coś dorzuciłaś, bo mi już palce drętwiały. No a przecież jak Chasdija dodała notkę, to Prześladowca długi komentarz jest jej winien :).
Sadiel jest bardzo odważny, albo bardzo głupi. Nie... Uznajmy, że jest po prostu młody i narwany... Impulsywny miało być, rzecz jasna :)
Ja bym to podsumował krótko - bohater samobójca. No ale, ważne jest to, że próbował. Jednak jeśli już spróbował, to mogłoby mu się udać uratować dziewczynkę, a jak nie dziewczynkę to chociaż siebie... Żeby za szybkiego "The Endu" nie było.
I tak się zastanawiam, czy tonący człowiek, trzymający na dodatek w rękach nieprzytomne dziecko ma czas na rozmyślania. Z twojego ostatniego akapitu (całkiem zgrabnego zresztą) wynika, że jednak ma.
I tak sobie myślę, że wcale nikogo nie zawiódł, przynajmniej na razie. Zawiedzie dopiero wtedy, gdy da się tej pieprzonej.. e... niedobrej wodzie utopić. A że Sadiel nie może tak po prostu wszystkich zawieźć, to i utopić się sobie nie pozwoli - jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
Ja już nawet wymyśliłem plan ratunku dla niego. Może Strzała pobiegnie szybko do tej wioski, zaalarmuje chłopów... Albo nie, bo jeszcze dobiją biedaka. To może poprosi ich o telefon i zadzwoni po straż pożarną. Jak już wyciągną dziewczynkę i bohatera-samobójcę to się wtedy będziemy zastanawiać, co dalej. Ewentualnie można zawołać ekipę doktora House'a, to udzielą jakiś medycznych porad. Potem trze by zawiadomić ekipę W11, żeby mogli znaleźć winnych znęcania się nad Syrianninami, a na końcu złożyć pozew do Sędzi Anny Marii Wesołowskiej, co by ich wszystkich pozamykała w lochach! A co!
... No tak, sorki... Tak czasem bywa, jak się wymyśla plan na poczekaniu xD.
Tworzenie scenariusza pozostawiam tobie. Pozdrawiam
Ps. Tego słowotoku radzę ci nie czytać, ale jeżeli doszłaś do tego zdania to jest już za późno xD.

chasdija pisze...

Tak czytam, czytam... I do wniosku do chodzę, że rozwój wypadku w twoim wydaniu wydaje się znacznie bardziej pociągający, niż ten, który został przeze mnie przelany na klawiaturę... hm... kilka...naście ładnych tygodni temu :D I gdyby nie to, że już na wordzie dalsza część przygód jest opisana, to bym się rzuciła na ten właśnie myślotok xD
No a jeśli chodzi o pierwsze części twojego komentarza, to... w końcu macie tą wymarzoną cechę charaktery Sadiela... Impulsywny, mądro-głupi, bohater-samobójca... I czego chcieć więcej xD
Dzięki za komentarz i pozdrawiam cię, Prześladowco, bardzo cieplutko, bo już jesienne chłody za oknem :D

klejeto pisze...

Na samym początku trzeba zwrócić uwagę na to,że opisywanie takich właśnie akcji jest bardzo trudne.
Trzeba mieć bogatą głowę by pisać dobrze,ciekawie i zachęcająco do dalszego czytania.Wielokrotnie próbowałem ale moim kłopotem było ciągłe powtarzanie się wyrazów co wpływało destrukcyjnie na moją psychikę:D Bardzo mnie to denerwowało.Ale przejdźmy dalej...
Nowa wieś...i jak na początku można było twierdzić,iż będzie ona szczęśliwym miejsce tak na końcu można bez zastanowienia powiedzieć,że niestety jest na odwrót.
Radość małych dzieci czasami jest pięknym widokiem,jeśli ten śmiech nie zamienia się w przerażający jazgot.
Wyobraziłem sobie małe dziecko które wpada do rzeki.Również wyobraziłem sobie brak pomocy dla tego dziecka.Ciekawie przedstawiona została opieka.Tak jak jest w rzeczywistości często osoby zajmujące się dziećmi,nie potrafią obserwować,pilnować no i niestety dbać.
Prawdą jest lekkomyślność Sadiela ponieważ efektem końcowym mogła być śmierć dwójki osób.Na szczęście główny bohater ma coś ze psa.Potrafił pływać bez wcześniejszej nauki tej,załóżmy,że dyscypliny.No tak pół na pół pływać...:)
Ale odwaga była,fakt.
Topielec ma to,że ratującego pod wodę zanurzy.Więc najlepszym sposobem jest takiego topielca ogłuszyć,wiadomo w taki sposób by nie zrobić za dużej krzywdy.
Często rozmyślałem nad tym jaki żywioł jest groźniejszy dla człowieka:woda czy może ogień
każdy wie jaki jest skutek gdy człowiek zetknie się z ogniem,każdy wie jaki jest skutek gdy osoba nie potrafiąca pływać zleci niespodziewanie z postu do rzeki,niestety nie każdy wie jakie jest odczucie gdy stoisz w domu i czekasz na śmierć po przez spalenie lub gdy wpadasz do jeziora i czujesz jak pomału eksplodują ci płuca.
No więc ja na to pytanie nie umiem odpowiedzieć.No żałobnie nam się robi,żałobnie..następnym razem musisz nam powysyłać paczki chusteczek przed dodaniem kolejnej notki:D
Ale trza przyznać,dałaś rade w tej notce.
Pozdrawiam