wtorek, 22 lutego 2011

Przeciw ciemności - cz. XIII

Te same prostokątne, wielkie kloce mieszkalne. Ta sama ulica, oświetlona lampami. Te same zaspy śniegu. Nawet pokój, w którym spało maleństwo, nie zmieniło się w ogóle od momentu, gdy po raz pierwszy byli tu Lucyfer z Gabryjelem. Pacynki i misie leżały nadal na tej samej półce. Małe drewniane łóżko stało nieopodal drzwi i nawet obraz przedstawiający sielankowy krajobraz nadal wisiał z lekka krzywo. I tylko pięć tajemniczych istot nie pasowało do tego całego wnętrza.
Uriel… - Razjel zaczął podchodzić niepewnie do śpiącego malucha. – Wyjdź na korytarz,
Na korytarz? – Anioł Skruchy zmarszczył brwi. – A poco?
A po to, że nie chcę aby nagle wpadli tu jego rodzice i nakryli nas na porywaniu ich dziecka. Nie wiem czy wiesz, ale… - Spojrzał na swego brata wymownie. – Nie chcę też, by nagle nam reputacja podupadła. I tak jest już w opłakanym stanie.
Uriel miał coś powiedzieć, zaprzeć się, ale zrozumiał, że w tym momencie nie ma czasu na jego humorki. Westchnął głęboko, po czym po cichu wyszedł z pokoju.
I ominie mnie cała zabawa… - mruknął do siebie. A przed nim roztaczała się ciemność. Najwidoczniej małżonkowie smacznie spali, delektując się tak rzadką ciszą, nie przerywaną przez krzyki malca.

Metatronie. – Zadkiel zaciskał mocno swe powieki. Jako jedyny mógł zostać wytypowany do tego, by utrzymywać stały kontakt z Ziemią. Michał powoli przygotowywał się do wypełnienia swej misji, a Gabryjel siedział na obrośniętym mchem kamieniu, kiwając się w tył i w przód, roniąc wielkie łzy. – Metatronie… Słyszysz mnie?
Tak… - W jego głowie dało się słyszeć cichy, stłumiony głos brata, który powinien znajdować się w mieszkaniu dziecka. – Słabo, ale musi to nam wystarczyć.
Znaleźliście już dziecko?
Tak. Leży w swym łóżeczku. Nie powinniśmy mieć żadnych problemów z przetransportowaniem go do naszego Królestwa.
Cieszę się. Spróbujcie się pospieszyć. Michał jest już gotowy do poczynienia ostatniego kroku.
A Gabryjel? – W głosie Metatrona dało się słyszeć nutkę niepokoju.
Gabryjel? No cóż… - Zadkiel przygryzł lekko dolną wargę. – Mówiłem, żeby zostawić go w Zamku. Tutaj ledwie się biedak trzyma. Boję się, że może bardzo źle przeżyć wszystko to, co niedługo zobaczy, przy czym to „bardzo źle” jest ujęte w bardzo delikatny sposób.
Wiem. Ale… Mowa była, że wszyscy z nas mają przy tym być. Nie wiadomo przecież, czy nie będzie potrzebna nasza wspólna siła do pokonania tego człowieka. Być może jest on o wiele silniejszy niż się nam zdaje.
Nie muszę chyba przypominać, jak bardzo odważny jest Gabryjel. – Archanioł zniżył głos. Nie chciał by jego brat usłyszał te słowa. – Jeśli coś zacznie się dziać, to on jako pierwszy stąd zwieje.
Zapadła krótka cisza.
Miejmy nadzieje, że nie spotkają nas żadne niemiłe niespodzianki – zakończył Metatron.
Zadkiel poczuł jak jego głowa staje się lekka i w pewnym sensie pusta. Zrozumiał, że Głos Boży zakończył na ten moment połączenie.
Odwrócił się w stronę Michał.
I jak tam? – Na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech.
Michał stanął wyprostowany niczym struna, wsuwając miecz do pochwy. Westchnął głęboko spoglądając na zrozpaczonego Gabryjela.
Wolałbym, żeby już to wszystko się skończyło. Inaczej wszyscy pójdziemy w ślady naszego brata.
Siła Boga jakby ocknął się nagle z letargu. Powiódł oczami po aniołach.
Naprawdę nie możemy inaczej postąpić? – spytał się niepewnie. Bał się usłyszeć odpowiedzi, którą i tak dobrze znał.
Niestety… - Razjel spuścił głowę. Czuł się okropnie. Już od momentu, gdy przybyli na tą polanę, próbował wmówić sobie, że to tylko uśmiercenie jakiegoś człowieka.
Przecież tysiące ludzi umiera codziennie na Ziemi. Jeden w tą czy w tą… Nikt nie zauważy różnicy. Prócz rodziców dziecka oczywiście. Ale… wszyscy ci ludzie giną z głupoty… Głupoty swojej bądź też innych synów Adama. Rzadko kiedy ciało pada martwe po zetknięciu się z mieczem samego Archanioła Michała. I oni wszyscy będą na to patrzeć.
A jeśli ostatecznie przemówi ich anielskość? Jeśli ruszą się by ratować malca? Przecież ich rolą jest ochrona tych delikatnych ludzkich istot. Ale polecenia Boga są ponad to wszystko! Jeśli nie dadzą rady spełnić Jego rozkazów, to oznaczać to tylko będzie, że nie są oni godni piastować tak wysokich funkcji w Królestwie.
Czasami naprawdę nienawidził Lucyfera… W tym momencie pałał do niego odrazą i nienawiścią. To wszystko przez tego zdrajcę. Szkoda, że nie będzie mógł patrzeć na swoje własne arcydzieło. Może wtedy dopiero zrozumiałby jak nisko upadł… 


Może byś się tak w końcu pospieszył, Razjelu… - Rafael wyjrzał niecierpliwie przez okno. Uniósł wzrok do góry, wprost na ciemnogranatowe, nocne niebo.
Zawsze się zastanawiał, dlaczego ludzie uważają, że właśnie tam mieszkają Wysłannicy Pana. Że niby na chmurkach? Albo na gwiazdkach? Ciekawe jakby tam się zmieścił ich zamek, nie mówiąc już o Pałacu Bożym. Poza tym, gdyby rzeczywiście tam mieszkali, już dawno odkryci by zostali przez te wszystkie ludzkie wynalazki. Albo Piekło… W ziemi? No o ile wiadomo, to Upadli nie są ognioodporni, Przebywanie w pobliżu lawy nie byłoby dla nich niczym przyjemnym. A i jak miałaby się tam pomieścić cała zgraja tych zdrajców.
Ale może koniec tego filozofowania. Teraz są ważniejsze sprawy na głowie.
Odwrócił się w stronę Rafaela.
No co ty się tak grzebiesz?
Razjel stał nad łóżeczkiem niepewnie spoglądając na malucha.
Nie wiem… Coś mi się tu nie podoba.
To znaczy?
Widzicie te znaki? - Razjeł wskazał dłonią na róg łóżka, gdy podeszli do niego przyjaciele
Coś mi one przypominają... - Raguel podrapał się po głowie mrużąc swoje oczy.
Widziałem je w jednej z ksiąg twojego autorstwa, Razjelu – powiedział Rafael, próbując dotknąć wyrytych kształtów. Powstrzymała go przed tym jednak jakaś tajemnicza siła, która zaaplikowała Archaniołowi niemałą dawkę bólu.           
 Regent cofnął się kilka kroków, chwytając się za głowę. Poczuł jak pulsująca w skroniach krew zamierza ukryć się gdzieś przed atakiem mocy, którą zastała zaatakowana. Po chwili uczucie to na szczęście całkowicie minęło, pozostawiając jedynie niemiłe wspomnienie i tą pewność, że porwanie dziecka będzie o wiele trudniejszym wyczynem, niż się to im na początku wydawało.
Tak, tak... - mruknął Razjel – Coś mi się przypomina. - Otarł swoją twarz dłonią, a na jego czole pojawiły się dwie podłużne zmarszczki. - Nie jestem pewien, ale są to chyba runy Baaliaha. - Ucichł, lecz widząc niezrozumienie w oczach swych braci, zaczął kontynuować wywód – Runy te pojawiają się przy noworodkach podczas pierwszych sekund ich istnienia. Oznaczają one, że dusza, która znalazła się w tym ciele, jest całkowicie oddana jednej ze stron, które od zarania dziejów walczą ze sobą: Dobru bądź też Złu.
O ile się nie mylę, to wszystkie młode dusze są raczej czyste. - Raguel spojrzał wymownie na Anioła Tajemnic.
Mylisz się, mój bracie. - Do rozmowy dołączył się Metatron. Najwidoczniej doszedł do wniosku, że przez najbliższy czas i tak nie będzie musiał kontaktować się z Zadkielem. - Przeważająca ilość tych małych duszyczek jest neutralna względem obydwóch stron. To późniejsze życie przybliża je do jednej z nich. Nieliczni tylko już od początku swej ziemskiej drogi oddani są Dobru lub Złu. To właśnie przy tych wyjątkowych istotach pojawiają się te runy, które pilnują, by nikt nie próbował zmienić strony barykady po których stoją te dzieciaki.
A te znaki... - Rafael, już zupełnie przytomny, wskazał na wyżłobienia na łóżeczku malca. - Czy one informują która to strona tejże barykady przynależy dziecku?
Nie. Obydwie siły oznaczają się tym samym znakiem.
Czyli, że może on być oddany naszej sprawie? - nie dawał za wygraną Anioł Uzdrowień.
Tak samo naszej, jak i tej, której przewodzi Lucyfer – Razjel ostudził zapał swego brata.- Jednak słowa Boga i odczucia Michała, mówią same za siebie. Tym bardziej, że jeśli człowiek ten stoi po naszej stronie, siła Run nie podziałała by w ten sposób na ciebie. Chyba, że ty sam pracujesz po kryjomu dla naszej konkurencji.
Ja? - oburzył się Rafael – Nigdy w życiu nie zdradziłbym naszego Stwórcy.
Więc sam odpowiedziałeś sobie na swoje pytanie.  A teraz należy zastanowić się, jak mamy przenieść tego małego potworka do naszego świata. Raczej nie damy rady wziąć go od tak w ramiona i przeteleportować się z nim do nas. Nie wiem też, w jaki sposób możemy obejść to...
Nie dokończył, gdyż przez drzwi zajrzał Uriel z nieciekawą miną.
Nie chcę was denerwować, ale chyba obudził się tatuś naszego szkraba.
No i? - Raguel posłał mu pytające spojrzenie.
No i albo go na pęcherz ciśnie, albo coś go tknęło, że synek jeszcze tej nocki nie zrobił im przymusowej pobudki.
Regenci stojący nad łóżeczkiem  spojrzeli na siebie, a ich mięśnie nagle się napięły.
To uważaj na niego. Jak się okaże, że zamierza sprawdzić co u dziecka, to postaraj się go czymś zająć.
Czymś zająć... - prychnął Uriel. - Raguelu, a czym ja mogę zająć trzydziestokilkuletniego mężczyznę o godzinie drugiej w nocy?
Rusz głową. Chyba nie na darmo Bóg nadał ci miano Regenta.
Regenta a nie Anioła od zajmowania się tatusiami ludzkich dzieci – warknął Anioł Skruchy powracając na korytarz.
            Czwórka Archaniołów usilnie zastanawiała się nad sposobem rozwiązania problemu, który nagle pojawił się na ich drodze prowadzącej do wyzwolenia świata od Ciemności. Rafael próbował jeszcze kilka razy dotknąć dziecka, lecz za każdym razem tajemnicza moc częstowała go kolejnymi dawkami bólu.

Brak komentarzy: