poniedziałek, 13 lutego 2012

Początek końca, cz. XXIV



      Sadiel spał smacznie na prowizorycznym posłaniu. Czuł się jak książę spoczywający w najbardziej miękkim łożu na świecie. Zbyt wiele nocy spędził na twardej ziemi, by teraz nie doceniać takiej wygody. Jednak spoczynek swoją drogą, a pęcherz swoją. Choć noce z dnia na dzień cieplejsze były, to jednak wiosenna bryza od rzeki dmuchająca, potrafiła przynieść jeszcze gęsią skórkę na ciele.
      Z ociąganiem wysunął się spod pledu, wyszukując stopami swych skórzanych butów. Słońce jeszcze spało smacznie za horyzontem. Jedynie księżyc dawał nikłe światło, pozwalające dostrzec kontury przedmiotów znajdujących się w izbie.
      Gdy był już na nogach, poczuł zimny wiatr wiejący przez szczelinę pod drzwiami wejściowymi. Niepewnie uklęknął na podłodze, próbując dłońmi odnaleźć swój płaszcz. Ostatecznie, po kilku nieudanych próbach i z powodu coraz bardziej ponaglającego pęcherza, odwrócił się na pięcie, zbliżając się do posłania.
- Duriomie… Wezmę koc na chwilę. Muszę wyjść na dwór za… e… potrzebą.
    Nie usłyszał jednak odpowiedzi. I dobrze. Nie będzie przerywał przyjacielowi smacznego snu.
Zamaszystym ruchem ściągnął pled z łoża i oplótł się nim, niczym larwa kokonem.
Stąpał powoli i bardzo delikatnie. Wiedział jakie zdradzieckie potrafią być deski, po których kroczył. Najgorzej były przed samym wyjściem. Przez chwilę zastanowił się, czy aby Natiah nie poluzował ich specjalnie. Zawsze to jakiś alarm przed nieproszonymi gośćmi. Pomimo starań, kilka razy usłyszał skrzypnięcie, które w mroku zdawało się brzmieć niczym odgłos stu trąb rycerskich. Przygryzł dolną wargę. Miał nadzieję, że nie obudził właścicieli chatki. Gdy otworzył drzwi, westchnął głęboko. O ile odgłosy uginających się desek nie spowodowały może większego zamieszania, o tyle pisk zawiasów z pewnością zrobił swoje. Stanął na chwilę, nasłuchując, czy aby ktoś ze starszych nie wyruszył zidentyfikować tego hałasu. Zero szmerów, szeptów, tupotu stup. Ruszył więc dalej.
     Początkowo miał zamiar wyjść poza teren wioski. Nie spodobała mu się jednak wizja samotnej podróży w nieprzyjazny teren. Rozejrzał się dookoła. W blasku księżyca nie zauważył żadnej istoty myślącej. Postanowił więc załatwić to co musiał tuż za chatką w której przyszło mu spać.
       Znalazłszy się już przy tylniej ścianie budynku, zsunął z siebie koc i zaczął powoli opuszczać swe ciemnogranatowe, lniane spodnie. Nie zdążył jednak wyprostować się, gdy usłyszał męski głos.
- A co ty tu wyprawiasz?
Omal nie krzyknął ze strachu. W pierwszej chwili nie wiedział w ogóle, co ma ze sobą począć. Paść na kolana i błagać o litość? Podnieść spodnie z ziemi? A może zacząć uciekać?
Jednak coś nagle zaświtało mu w głowie.
- Duriom?
- A kogoś się tu spodziewał? – odpowiedział znachor, odchrząkując w między czasie.
- Ty… Ty płakałeś?


Dopiero w tym momencie Sadiel uświadomił sobie, że głos Durioma rzeczywiście brzmiał gardłowo i znacznie wyżej niż zazwyczaj.
– Ja? Nie… To znaczy… Tak… Chciałem powiedzieć, że… Może tak… Nie do końca… – Mężczyzna otarł twarz swoimi dłońmi. Stał, zwróciwszy nagle wzrok ku niebu. W jego szklistych oczach odbijały się gwiazdy. – Wiem… – westchnął głęboko. – Wiem, że nie przystoi mi wylewanie łez. Jestem przecież mężczyzną, a nie jakąś biedną niewiastą. Nie mogłem jednak wytrzymać. Gdy powiedziałeś mi o Broulu… O tym jak go skatowano… O tym całym zajściu… Poczułem wtedy jak moje serce pęka. Byłem do niego przywiązany jak… jak do swojego prawdziwego brata. Nadal nie mogę uwierzyć, że już nigdy się z nim nie spotkam. A był tak blisko…
Sadiel nie dziwił się temu. Sam jeszcze tak niedawno stracił swojego Mistrza. Tylko, że on miał bardziej komfortową sytuację. Dzień przed tym tragicznym zdarzeniem rozstawał się ze swoim opiekunem. Choć starzec żył nadal, to jednak Sadiel musiał zrozumieć, że być może ich drogi już nigdy się nie spotkają. Był więc przygotowany do samotności i do braku przy swoim boku tego, który był dla niego niczym ojciec.
– No, ale dosyć tego – westchnął Duriom uśmiechając się lekko. – Rób co masz robić i wracaj do chaty. Skoro świt ruszać będziemy w dalszą drogę. Natiah ze swoją żoną są bardzo mili, ale wolałbym już więcej ich nie widzieć.
– Moglibyśmy choć na porannym posiłku zostać.
– Nie! Żadnych posiłków, żadnych rozmów, żadnych pożegnań. Najlepiej jeśli nikt z wieśniaków nie będzie wiedzieć kiedy wyruszyliśmy i w którą stronę się udajemy.
Sadiel nie zamierzał już protestować. Na wymianę zdań przyjdzie jeszcze pora. W tym momencie miał ważniejsze sprawy na głowie.
– Ale to nie będzie ci chyba potrzebne. - Znachor wskazał na leżący na ziemi koc.
– A co, jeśli ktoś mnie zauważy?
– Uwierz mi, że chłopi nie marnują nocy na romantyczne spacerki przy świetle księżyca. Wystarczająco nachodzą się za dnia.

Gdy wrócił do domostwa, od razu wskoczył pod ciepły pled. Przewrócił się na bok, zamykając z ulgą zmęczone oczy. Po chwili jednak ponownie ułożył się na plecach.
– Duriomie? Śpisz?
– Nie, a dlaczego pytasz?
– Może zostaniemy jutro na porannym posiłku?
– Wiesz co? Pomyliłem się jednak. Śpię… Baaaardzo głęboko śpię.
– Taaak… - westchnął Sadiel… równie głęboko.

2 komentarze:

Hubert pisze...

Trochę notek Ci nie skomentowałem ale czasami tak mam,że przeczytać,przeczytam ale by coś napisać to już nie.
Ale jest mobilizacja więc zaczynam:
W sumie też nie jest mi łatwo dać jakiś komentarz.Zauważyłem,że Duriom jest to postać,która ma oczy dookoła głowy.Jest tym kto pełni rolę mózgu.
Natomiast Sadiel stara się być czujny i ostrożny lecz przeważnie wychodzi na odwrót:)
No i nie rób z Durioma mięczaka xD
Bo zaraz każdy będzie tu płakał i co z tego wyniknie?..no właśnie co?
Pozdrawiam:)

Anonimowy pisze...

Aż głupio mi coś napisać... Eh... Normalnie wstyd mi jak małemu dziecku, kiedy go przyłapią na kradnięciu słodyczy :) :/.
A to nie dlatego, że nie czytałem, bo i owszem, czytałem, ale... NIE KOMENTOWAŁEM! Wiem, wiem... Może jak spuszczę głowę i przeproszę to nie dostanę lania... Może :)
A tak co do samej notki;
Zastanawiałem się, do czego jeszcze będziesz zdolna w opowiadaniu, no ale na to nie wpadłem.
Duriom przeżywa - i trudno mu się nie dziwić.
Sadiel wpada - no cóż, w sumie to taka jego dola ostatnio xD
Do tego cała ta nieufność... Czyli standard dobrej zabawy, do której wracamy.
Bo notki będą dodawane już regularnie. Będą, prawda? NO BĘDĄ, NIE?
Tak czy inaczej, pozdrawiam cię serdecznie :)