niedziela, 6 marca 2011

Przeciw ciemności - cz. XV

Kochany tatuś... Gdyby mógł, zostawiłby to dziecko na pastwę losu...
            Do uszu Uriela dobiegł wysoki, kobiecy głos.
            „No nie... - westchnął – Tylko nie mamusia...”.
            Szczęście jednak odwróciło się do Archanioła tyłem. Tam, gdzie kilka minut wcześniej stał wysoki, szczupły mężczyzna, w tej chwili pojawiła się niewysoka i o wiele szczuplejsza kobieta, o bujnych blond włosach.
            „Niech to szlak” – zaklął w duchu, zastanawiając się nad kolejnym krokiem.
Chce ci się spać? - bardziej spytał, niż stwierdził.
            Kobieta co prawda ziewnęła, ale nawet się nie zatrzymała.
Tak... Więc chce ci się siku – ponowił atak Uriel.
            Blondynka nadal szła w kierunku drzwi
Mąż cię woła! - wyskomlał błagalnie.
            Kobieta zatrzymała się, nasłuchując przez chwilę.
Nieee,,, - mruknęła do siebie, ruszając dalej.
Zupa ci kipi!
Zupa! - W oczach blondynki pojawiła się nagła panika. Po chwili jednak znikła, opanowana przez jedną myśl - „Przecież dziś nie gotowałam żadnej zupy”.
Och... Ale twój mąż gotował!
            „Mój mąż gotujący zupę... - zaśmiała się cicho – To musiałoby pięknie wyglądać”.
            Uriel zaczynał mieć już dość tej zabawy. Otarł dłonią twarz i przez zaciśnięte zęby zaczął mówić.
Twój syn jest owładnięty mocami Ciemności. Teraz w jego pokoju znajdują się Regenci, chcący go porwać, by przenieść go do swojej krainy i tam go zabić, bo wielmożny pan Lucyfer postanowił wypiąć się na nich tyłkiem... Jeśli teraz tam wejdziesz, możesz ściągnąć na siebie ich gniew, co w przyszłości przeobrazić się może w stały pobyt w Krainie Ciemności z darmowym , smołowym spa. Więc jeśli się nie cofniesz, to nie ręczę ani za nich, ani za siebie!
            Można by rzec, że pomogło. Kobieta stanęła, omiotła cały korytarz szalonym spojrzeniem, po czym, głośno szlochając, zaczęła przywoływać swojego męża.
            Archaniołowi zaczęła drżeć powieka w nerwowym tiku. Nie wierzył, że ludzie potrafią być aż tak mało inteligentni. Zresztą... nie ważne. Teraz ważniejsze jest to, że zamiast jednego człowieka, ma na głowie teraz dwie te istoty.
Uriel... Jesteś nam potrzebny... – Usłyszał głos Razjela dobiegający  zza jego pleców.
Niestety tak się składa, że nie mam czasu. Próbuję wam tyłki chronić.
Zostaw nasze tyły w spokoju. Nam jesteś potrzebny o wiele bardziej niż tu.
Jesteś tego pewien? - Zwrócił się w stronę swego brata, wskazując dłonią na szlochającą kobietę. - A to jeszcze nic, bo za chwilę przybiegnie tutaj jej kochany mężulek. I jak myślisz? Odejdą stąd z pustymi rękoma, czy jednak postanowią sprawdzić ostatecznie, co się dzieje u ich synka?
            Tak jak powiedział Uriel. Zaraz po tym, jak skończył wypowiadać ostatnie słowo, na korytarzu pojawił się mężczyzna, natychmiast chwytając swą ukochaną w ramiona.
O wilku mowa... - westchnął. - A poza tym, zamknij te drzwi. Cud, że jeszcze nie zwrócili na nie uwagi.
            Razjel natychmiast posłuchał rozkazu swego przyjaciela, przechodząc następnie przez oszkloną część drzwi, niczym przez mur stworzony z mgły.
Co ci się stało, kochanie? - Mężczyzna rzeczywiście przeraził się widokiem zrozpaczonej żony.
Nie wiem... Te głosy w głowie... One... One... - chlipała blondynka – One powiedziały, że ktoś chce porwać nasze dziecko...
Coś ty jej nawciskał – Razjel omal nie spalił Uriela swym wzrokiem,
Nie ważne... Zaraz ta dwójka ludzi znajdzie się w pokoju swojego dziecka. Jestem więcej niż pewien, że wezmą go potem do swojej sypialni. Z drugiej strony, mogliśmy po prostu chwilę dłużej poczekać. Tatuś sprawdziłby co u swego malca i wrócił do łóżka, a my mielibyśmy spokój.
Wiesz dobrze, że energia, która panuje w pokoju jest zbyt wielka, by została niezauważona przez ludzi. Utrzymywanie kontaktu z górą, utrzymywanie nas w niewidzialnej dla ludzkiego oka formie, i jeszcze te Runy...
Jakie Runy? - zdziwił się Anioł Skruchy.
Nie ważne... Ważne, by teraz zapanować nad tymi ludźmi.
            Jakby na te słowa, mężczyzna spojrzał w stronę drzwi.
Poczekaj tu chwilę... Zobaczę co u Oscara i zaraz wrócimy wspólnie do sypialni.
            Kobieta, nie przestając chlipać, przytaknęła głową.
No to po nas... - Wzruszył ramionami Uriel.
            Jakież więc było jego zdziwienie, gdy obok niego przebiegł Metatron, dotykając dłonią czoła ojca dziecka, a później i samej matki. Oboje po chwili leżeli już na wykładzinie wyściełającej korytarz, chrapiąc w najlepsze.
Mamy niespełna godzinę, więc ruszajcie tyłki! - Warknął, gdy jego wzrok skupił się na zaskoczonych Archaniołach.
Nie trzeba było tak od razu? - żąchnął się Anioł Skruchy,
Nie trzeba było! Ty myślisz, że nie mam na co marnować swojej  siły?! Już do pokoju, bo wam urządzę z tyłków poligon wojskowy Michała!


Nad Królestwem Niebieskim zaczęły kłębić się czarne chmury. Anioły zaczynały spieszyć się do swych domostw, wyczuwając nadchodzącą ulewę. Nikt nie zamierzał spędzić potem całego wieczoru na suszeniu się i ogrzewaniu ciepłymi napojami.
W Głębi nikt nie zwracał uwagi na zmieniającą się pogodę. Lekkie przemarznięcie było dla nich akurat najmniejszym problemem. Gorszy od ulewy był bowiem sam humor Lucyfera, który nie przedstawiał się najlepiej. Głębianie przechodzący nieopodal zamku króla Piekieł, mogli napawać się krzykami swego Pana.
      Jak oni śmiom! Jak…! Wypłochy zasmarkane! Ja im pokarzę! Ja im, na wszelkie piekielne ognie, pokarzę! Asmodeuszu! Asmodeuszuuuu! Gdzie się on się znowu podział! Nigdy go nie ma, jak ja go potrzebuję! Asmodeuszu!!!
      Lucek… - Do Sali wpadł poszukiwany właśnie przyjaciel. Jego potargane włosy, wygnieciony strój i rozmarzone spojrzenie mówiły same za siebie. Asmodeusz z pewnością zabawiał się z jedną z służących Lucyfera,  – Uspokój się do cholery. Chcesz pobudził zmarłych Upadłych? Czemu tak wrzeszczysz?
      Ty się jeszcze pytasz czemu?! – Lucyfer zasiadł na tronie, uderzając pięścią w oparcie. -  Za co ja płacę temu twojemu wywiadowi od siedmiu boleści?! Czy wy wszyscy już tak nisko podupadliście, że o ruchach tych kretynów w białych fatałaszkach muszę się dowiadywać od własnej służby?!
      Jakich ruchach? – Asmodeusz uniósł pytająco brwi do góry.
      Takich, do jasnej cholery, że te wypierdki chcą dziecko do siebie przeteleportować!
      A… O tych ruchach… - Zgniły Chłopiec zaśmiał się głośno. – Myślałem, że o nich wiesz.
      Skąd mam o nich wiedzieć, skoro moje źródła informacji zabawiają się z moimi służkami?!
      Oj… Nie przesadzaj. Nic się przecież nie stało.
      Jak to „nic się nie stało”?! Regenci porywają z ziemi dziecko, by je zniszczyć, a ty mówisz, że nic się nie stało? – Ostatnich słów Lucyfer omal nie wyskamlał. Powoli zaczęły opadać go wszelkie siły.
Myślał, że gdy ostatecznie poinformuje Regentów o odmówieniu współpracy z nimi, cały ten ciężar po prostu z niego opadnie. Wierzył, że znów będzie mógł spać spokojnie i zająć się władaniem swym królestwem. Tym czasem wciąż czuł się winny za śmierć tego malca. Próbował sam siebie przekonać, że to co postanowił jest najlepszym wyjściem dla jego podwładnych. Starał się odsunąć w niepamięć tamten sen, gdzie widział siebie wśród sterty martwych Głębian. Starał się o tym nie myśleć, a jednak ten sam koszmar nawiedzał go co noc. Nie chciał w to uwierzyć, że tak wiele zależy od życia jednego, marnego człowieka.
„To pewnie te wszystkie stresy – myślał. – Kiedy to wszystko się skończy, będę mógł spokojnie odetchnąć. Przecież ta cała farsa nie będzie trwać wiecznie…”.
      Przecież taki był układ. – Asmodeusz podszedł do swojej leżanki, by po chwili rozłożyć na niej swe ciało. – Albo im pomożemy i zostawią to dziecko w spokoju, albo im nie pomożemy i malec zginie. Wybrałeś drugą opcję, więc… - zawiesił wymownie głos.
      Ale nawet nie raczyli mnie o tym poinformować.
      A poco mieliby to robić? I tak w niczym byś im nie pomógł. A widok przebijanego mieczem dziecka… No cóż. Nigdy nie byłem świadkiem takiego przedstawienia, ale mogę założyć się o wszelkie moje skarby, że nie jest to jeden z najmilszych obrazów.
      Ale jako Pan Głębi powinienem być świadkiem być może przełomowego wydarzenia  w historii naszych obydwóch królestw.
      Już wystarczy, że miałeś swój wkład w to całe przełomowe wydarzenie. Uwierz mi, że więcej czynić nie musisz.
Lucyfer westchnął z rezygnacji, ocierając swą twarz dłonią.
      Idź przygotować na jutro moją ochronę.
      A po co, jeśli można wiedzieć?
      Chcę jutro odwiedzić moich dawnych… bardzo dawnych przyjaciół.
      I co im niby powiesz? – zaciekawił się Zgniły Chłopiec.
      Że ich cholernie nienawidzę – wysyczał Lucyfer, mrużąc przy tym gniewnie oczy.
Asmodeusz nic już nie odpowiedział. Wzruszył ramionami po czym wyszedł z sali.

Brak komentarzy: